Ks. Waldemar Kulbat

Lęki i obsesje "Wielkiego Manipulatora"

W większości redakcji panuje zmowa milczenia wobec "twórczości" Jerzego Urbana. Powoduje ona wytworzenie się wokół postaci redaktora "Nie" jedynie piętna zarazy i skandalu. Tymczasem czytelnicy, a także i sam główny Skandalista, są pozbawieni riposty, która jednocześnie byłaby świadectwem prawdy. Zanik dyskusji i polemik to niewątpliwie skutek minionych czasów, kiedy to zwłaszcza człowiek wierzący miał zakneblowane przez cenzurę usta. Nie może więc dziwić fakt, że Jerzy Urban rozzuchwalony brakiem jakiejkolwiek reakcji nasila coraz bardziej swoją agresję nie tylko wobec wiary chrześcijańskiej, ale także względem głównych postaci tej wiary, m.in. wobec Matki Bożej. Bluźnierca Urban w pewnym sensie przypomina swoją działalnością Rushdiego. Radykalni wyznawcy islamu wydali na Rushdiego wyrok śmierci za bluźnierstwa. W kraju, w którym obowiązują normy europejskie, Urban może bluźnić dowoli, na pewno jednak zdaje sobie sprawę z tego, iż narusza fundamentalne zasady i wartości, co do których panuje społeczny konsens. /m.in. zasada ochrony uczuć religijnych i wolności wyznawania wiary/, co stanowi źródło przeżywanego przez niego lęku. Dlatego podobnie jak Rushdi Jerzy Urban jest dzień i noc otoczony agentami ochrony osobistej, a swoje antykościelne i antychrześcijańskie intrygi knuje w ufortyfikowanej willi. Po co redaktorowi rzekomo satyrycznego pisma uzbrojona po zęby obstawa, skąd te obawy i lęki? Czym się w końcu zajmuje J.Urban?

Na to pytanie próbował już odpowiedzieć w specjalnej, szczegółowo udokumentowanej i odważnej pracy Henryk Pająk /"Urbana "Nie" w walce z Kościołem katolickim", Wydawnictwo Retro, Lublin 1993/. Niniejsza wypowiedź stawia sobie dużo skromniejsze zadanie ukazania jedynie niektórych aspektów działalności Jerzego Urbana.

Na samym początku jego publicznej działalności mamy do czynienia ze sfrustrowanym, choć utalentowanym, dziennikarzem daremnie usiłującym uzyskać legitymację rządzącej ówcześnie partii. Rozgłos uzyskała sprawa ośmieszania przez Urbana ludzi walczących z rozpijaniem społeczeństwa. Później Jerzy Urban staje się głównym apologetą i orędownikiem wprowadzenia stanu wojennego. Jednak głównym przedmiotem ataków Jerzego Urbana pozostaje niezmiennie Kościół katolicki. Szczyt działalności antykatolickiej Urbana następuje po 1989 roku. Od tego czasu rozmach agresji Urbana wobec Kościoła katolickiego może być porównany z rozmachem antykatolickiej działalności hitlerowskiego aparatu propagandowego po 1933 roku, owej duchowej zarazy, która naznaczyła fatalnym piętnem olbrzymie rzesze ludzi. Daremne byłoby szukać w świecie pisma dorównującego w intensywności antykościelnej i antychrześcijańskiej agresji tygodnikowi "Nie". Tygodnik ten usiłuje zapewnić sobie bezkarność deklarowaniem formuły pisma satyrycznego. Sens tej "satyry " zaraz ukażemy. Niektórzy czytelnicy pisma "Nie" przypisują mu demaskatorski charakter, ukazywanie tzw. kulisów władzy. Jednak ten nurt stanowi raczej margines problematyki "Nie". Głównym i wartkim nurtem płynie fala nienawiści wobec chrześcijaństwa, Boga jako fundamentu prawa moralnego, Maryi Matki Jezusa, Kościoła i jego hierarchii, księży i w ogóle wszystkich ludzi wierzących. Ten fakt powinien zastanowić wszystkich tych, którzy pismo "Nie" nabywają. Urban deklaruje, że religia jest fałszem stworzonym przez ludzki umysł. Ale w takim razie jak zrozumieć poświęcenie życia zwalczaniu tego, co nie istnieje?

W walce z chrześcijaństwem i Kościołem J. Urban wzoruje się, jak już nieraz to stwierdzono /np. wybitny historyk Raina, prof Bender/, na metodach specjalistów Ministerstwa Propagandy Trzeciej Rzeszy zastosowanych do prześladowania katolików i Żydów. Treści zamieszczane na łamach "Nie" zawierają również naśladownictwo wytworów sowieckich propagandzistów antyreligijnych. Hitlerowcy zostali potępieni przez Trybunał Norymberski, za zbrodnie szerzenia nienawiści do ludzi i budowania systemu kłamstwa. Ten zarzut wydaje się być niestosowny wobec Autora, który prezentuje się jak dobroduszny , starszy pan o nienagannych manierach. Wbrew tej zewnętrznej dobroduszności tygodnik J. Urbana jest pismem nie tylko antykatolickim ale przede wszystkim antyludzkim, zachęcającym do zbrodni i przestępstw. Na przykład w jednym z numerów wrześniowych tego pisma zamieszczony został artykuł zawierający propagowane przez Urbana hasła. Przytoczę jedno z nich: "Najlepiej z glana kop w mordę plebana". Osoby nie znające tego "języka" informuję, że jest to zachęta do kopania w twarz księdza polskiego, a więc jest to zachęta do mordowania bezbronnego, niewinnego człowieka, którego "wina" polega na tym , że jest kapłanem katolickim i poświęcił swoje życie głoszeniu tej nauki, która akurat nie podoba się Urbanowi , i której zwalczanie jest, jak się okazuje, jego główną pasją życiową. I cóż wy na to- wszyscy ludzie uczciwi w kraju czy za granicą? Nie mam zamiaru grzebać się w brudach "Nie" i przytaczać inne tego rodzaju wezwania. Jak widać, nie wystarczyło p. Urbanowi patrzenie na skatowane przez morderców twarze księży Popiełuszki, Niedzielaka, Zycha i wielu innych mordowanych także w obecnym czasie. Jego zdaniem trzeba masakrować twarze innych księży.

Czy Jerzy Urban, nazwany "Goebbelsem stanu wojennego", który zachęcał do rozprawy z Księżmi, uznanymi za wrogów przez totalitarny reżim, jako główny autor i pomysłodawca "Nie", jest inspiratorem wielu przestępstw skierowanych przeciw Kościołowi ,napadów, podpaleń czy nawet morderstw, pozostawiam ocenie Czytelników, mam nadzieję, że być może kiedyś również ocenie instytucji, których zadaniem jest ochrona praw człowieka.

Ostatnio J. Urban, który nie lęka się twarzy zmarłych księży, popełnił rzecz szczególnie ohydną: Dla realizacji swoich programowych celów obrzucił pomówieniami, będącymi produktem jego chorej osobowości, zamordowanego w Krakowie Księdza, który nie może się bronić. A więc nienawiść Urbana sięga nawet poza granicę życia doczesnego. Jak widać, istniejąca sytuacja pozwala niektórym uprzywilejowanym jednostkom na wszystko: posiadając miliardy można nie tylko wynająć ochronę, ale i znaleźć sprzedajnych oszczerców. Przy ich pomocy nie jest trudno stworzyć "fakty", których nie było.

Również działalność redaktora "Nie" jako propagatora zabijania nienarodzonych dzieci wysunęła go na pozycję niekwestionowanego przywódcy wszelkiej maści zwolenników cywilizacji śmierci w Polsce. Ogół czytelników Jerzego Urbana nie zdaje sobie jednak sprawy z faktu, że dla swoich współobywateli ma on do zaoferowania i zrealizowania program posiadający trzy etapy: Antykoncepcja, aborcja, eutanazja. Ci, którzy dzisiaj widzą w Urbanie swojego proroka i domagają się programu wolności zabijania bezbronnych, być może będą zmuszeni w sposób niedobrowolny skorzystać z "dobrodziejstwa" eutanazji.

Jednak atakujący nawet zmarłych Urban jako polski Rushdi zdradza objawy szekspirowskiego Makbeta po dokonaniu zbrodni, co może oznaczać przejawy wyrzutów sumienia. J. Urban w sposób zupełnie nie korespondujący z odrażającą treścią swojego pisma okazuje czasami w sposób zaskakujący nadwrażliwość i subtelność charakteru, pragnąc by jego przeciwnicy podawali mu rękę, toczy również od czasu do czasu boje, domagając się jakby przywrócenia mu utraconej niewinności.

Aby choć w części zrozumieć zagadkę, jaką stanowi Jerzy Urban, motywy jego lęku i samoizolacji, postawmy dwie niekonwencjonalne hipotezy: psychologiczną i demonologiczną.

Jerzy Urban, który uczył się pacierza i nawet chodził w dzieciństwie /przez pewien czas/ do kościoła, nigdy nie wspominał o jakichś ewentualnych krzywdach wyrządzonych mu przez katolików. Dlatego jego nienawiść do Kościoła ma charakter całkowicie irracjonalny. Choć swoją wrogość do Kościoła - Ciała Mistycznego Chrystusa traktuje jako powód do chwały, to jednak ten polski Rushdi żyjąc jakby w więzieniu, które sam sobie stworzył, nie potrafi zabezpieczyć się przed najgroźniejszym dla siebie wrogiem - przed własnymi wyrzutami sumienia. Niewątpliwie sumienie, które nie może pogodzić się z dokonywanymi czynami, skłoniło Urbana do wyrażenia przez niego w jednym z numerów "Nie" chęci samolikwidacji. Otóż pragnie on, jako niewierzący w istnienie Boga i życie wieczne duszy ludzkiej, jak pisze w jednym z numerów "Nie", by po śmierci zdarto z niego skórę i ją sprzedano, natomiast wątrobę i inne "podroby" przeznacza dla psów, aby i one miały jakiś pożytek. Makabryczny pomysł Urbana to nic innego jak znane każdemu psychoanalitykowi, daremne w tym przypadku, poszukiwanie usprawiedliwienia przez autodestrukcję. Na podstawie wiedzy o naturze człowieka, można przyjąć, że jeśli redaktor Urban nie zmieni swojej podstawowej orientacji życiowej ukierunkowanej na zło i nienawiść do Boga, do Kościoła,- to niewątpliwie zniszczy swoje własne życie.

Z punktu widzenia wiary chrześcijańskiej hipoteza "demonologiczna" dobrowolnie akceptowanego opętania przez zło wyjaśniałaby niezwykłą wrogość Urbana wobec Kościoła katolickiego. Bo przecież, poprzez dzieje Kościoła istnieje stałe, inteligentne i przewrotne działanie szatana. To działanie jest widoczne zarówno w poszczególnych jednostkach, jak i wielkich zbiorowościach. Poprzez wspomniane działanie, tak jak w czasach Chrystusa, szatan staje się "władcą tego świata". Nienawidzi on Kościoła, nie mniej niż samego Chrystusa. Choć zwycięstwa szatana są jedynie pozorne, uczniowie Chrystusa mają możność wzięcia udziału w tej walce, której wynik jest z góry wiadomy. Sytuacja Urbana, z punktu widzenia wiary chrześcijańskiej, jest poważna. Atakuje on z nienawiścią Kościół Zbawiciela, Który umarł na krzyżu również i za niego. Urban napadając na ludzi wierzących, usiłując niszczyć Kościół ściąga na siebie wielką falę ich modlitw. A przecież modlitwa za człowieka, który wyrządza komuś krzywdę, jak mówi Pismo święte, "gromadzi węgle żarzące na jego głowę". Te żarzące węgle, niczym greckie Erynie, nic sobie nie robią z zabarykadowanej willi i z uzbrojonej obstawy...

I na koniec pytanie, które rodzi niewątpliwa, choć źle ukierunkowana, inteligencja i zarozumiałość p. Urbana: czy inteligencji usatysfakcjonowanej jedynie tylko chwilowym dostępem do choćby największej ilości dóbr przemijających nie przewyższa inteligencja Fausta /z utworu Goethego/? Zgodnie z treścią tego dramat szatan ukazał Faustowi w lustrze jego przyszłość. Po scenach sukcesów zaoferowanych mu przez złego ducha /kariera, przyjemności, pieniądze/, na końcu pojawił się przerażający obraz klęski. Wzbudziło to w nim trwogę i chęć wycofania się. Faust, mimo że podpisał kontrakt z diabłem, został uratowany, gdy dzwon wzywający na nabożeństwo maryjne przywołał wspomnienie jego dawnej dziecięcej wiary. A może modlitwa wiernych Kościoła, dręczonego i poniżanego przez Jerzego Urbana, pomoże mu w przezwyciężeniu jego ograniczonej i prymitywnej pod względem intelektualnym, a zwłaszcza moralnym, wizji człowieka i świata?

/ art. publikowany w: "Najwyższy Czas" 1994,41; "Słowo- dziennik katolicki" 1994, 200/441; Ks. Waldemar Kulbat, "Kościół a wyzwania demokracji",Warszawa 1996, ss. 95-100/.

PS; Kiedy pisałem ten artykuł, Jerzy Urban jawił się mi jako człowiek uosabiający wcielone zło, choć jednak od czasu do czasu przejawiający ślady sumienia. Dzisiaj widzę go raczej jako jeden z wielu trybów antykościelnej machiny propagandowej. Gdyby zabrakło Jerzego Urbana jego miejsce natychmiast zająłby ktoś inny, spełniający tę samą funkcję.

Ks. Waldemar Kulbat

9 IV 1998r.