Ks. Waldemar Kulbat

Czy prawa człowieka są również prawami Polaków?

"Czym naprawdę są 'dobra narodowe'? Czy ziemia, która leży odłogiem, jest naszym większym `dobrem narodowym` niż ziemia dobrze uprawiona, której właścicielem jest Niemiec?" Tak sugestywnie sformułowane pytanie zadaje czytelnikom GW ks. prof. Józef Tischner w artykule: "Prawa Polaka i prawa człowieka"/ Nr 209 96 z 7-8 IX br./. Chodzi w tym artykule o przeciwstawienie się głosom przywódców "Solidarności", którzy ostrzegają przed wyprzedażą majątku narodowego obcym. Ks. Profesor twierdzi autorytatywnie: "Zabieram głos przede wszystkim po to, aby bronić katolickiej nauki społecznej przed nieporozumieniem. Muszę stwierdzić: w katolickiej nauce społecznej nie znajdziemy ani formalnego zakazu kupowania majątku przez cudzoziemców, ani zasady, z której dałby się taki zakaz wyprowadzić. Powoływanie się na naukę społeczną Kościoła jest w tym konkretnym przypadku zupełnie bezpodstawne. Dowodzi nieznajomości nie tylko litery ale i ducha tej nauki". Dla potwierdzenia tej tezy ks. Profesor powołuje się na przemówienie Ojca św. Jana Pawła II, wygłoszone w 1995 roku w ONZ na temat prawa narodów. Ks. Józef Tischner przytacza słowa Papieża o pogwałceniu praw narodów jako przyczynie wojen, oraz słowa wyrażające zdecydowane potwierdzenie praw narodów do istnienia, uzupełnione podkreśleniem, że "prawo człowieka jest wyższe niż "prawo narodu". Uzasadnienie tej tezy jest w Przemówieniu Ojca św. motywowane koniecznością regulacji zobowiązań jakie narody mają wobec siebie nawzajem i wobec całej ludzkości a zwłaszcza zobowiązaniem do życia w duchu pokoju poszanowania i solidarności z innymi narodami.

Jak można zauważyć, teksty, do których odwołuje się ks. Tischner charakteryzuje wysoki poziom ogólności, jak zresztą wiele zasad katolickiej nauki społecznej, która zgodnie ze swoimi założeniami, nie podaje rozwiązań kwestii i problemów szczegółowych. Należy się więc zgodzić z ks. Profesorem, że w katolickiej nauce społecznej nie znajdziemy formalnego zakazu kupowania majątku przez cudzoziemców. Jednak nie znajdziemy też w niej uzasadnienia dla nakazu sprzedawania polskiej ziemi cudzoziemcom, zwłaszcza za cenę kilkunastokrotnie lub kilkudziesięciokrotnie niższą w porównaniu z ceną ziemi w Europie Zachodniej!/ przeciw czemu protestuje "Solidarność"/. Jednak, choć trudno byłoby w tej kwestii powoływać się na precyzyjne sformułowanie, to nieprawdziwe jest jednak twierdzenie, że zastrzeżenia przeciw wyprzedawaniu majątku narodowego /zwłaszcza za bezcen/ nie mają nic wspólnego z duchem katolickiej nauki społecznej. A oto cytat z "Centesimus annus", który rzuca światło na dyskutowany problem: " Koncepcja marksistowska poniosła klęskę, ale nadal występują na świecie zjawiska marginalizacji i wyzysku, zwłaszcza w Trzecim Swiecie, a także zjawiska alienacji człowieka, zwłaszcza w krajach najbardziej rozwiniętych, przeciw którym stanowczo występuje Kościół." Albo inny cytat: " Własność środków produkcji , tak w przemyśle, jak i w rolnictwie, jest słuszna wtedy, gdy służy użytecznej pracy; przestaje natomiast być uprawniona, gdy nie jest produktywna lub służy przeszkadzaniu pracy innych, lub uzyskiwaniu dochodu, którego źródłem jest nie globalny rozwój pracy i społecznego majątku, lecz wyzysk, niegodziwe wykorzystywanie, spekulacja i rozbicie solidarności świata pracy ." Czy sytuacja, w której nasi Rodacy są zmuszeni do emigracji w poszukiwaniu chleba, oraz do wykonywania najbardziej poniżającej pracy na obczyźnie, gdy jednocześnie zagraniczni biznesmeni mogą za grosze wykupywać wielkie obszary ziemi, czy też najlepsze fabryki, nie oznacza marginalizacji, wyzysku i alienacji polskiego robotnika czy rolnika? Dlaczego argumentacja ks. Profesora pomija fakt ogólnie znany, że możliwości nabywania przez Polaków ziemi /i w ogóle wszelkiej własności/ na Zachodzie są wielokrotnie mniejsze /praktycznie żadne / niż możliwości przeciętnego cudzoziemca? Ks. Profesor w dalszym ciągu odwołuje się do następującego argumentu: "Punktem wyjścia rozumowania jest fakt istnienia głodu na świecie Ludzie umierają z głodu. Jest to skandal współczesnej cywilizacji. Jednocześnie w wielu krajach nie uprawiona ziemia leży odłogiem." Czy naprawdę na Zachodzie brakuje ziemi? Przecież rolnictwo jest tam dotowane w tym celu aby nie produkowało w nadmiarze, by nie spadła cena produktów poza określone wskaźniki. W rzeczywistości wielkie obszary ziemi na Zachodzie nie rodzą produktów, leżą także odłogiem. Co dla polskiego rolnictwa oznaczałoby w praktyce pojawienie się potężnych zagranicznych właścicieli ziemskich? Czy członkowie naszego społeczeństwa nie staliby się jedynie tanią siłą roboczą? A co z olbrzymimi zakładami pracy / często najlepszymi/, sprzedawanymi za bezcen zachodnim właścicielom? Czy przeprowadzona przez Ks. Profesora interpretacja zasad katolickiej nauki społecznej nie staje się w rzeczywistości usprawiedliwieniem mechanizmów zniewolenia? Dalej rodzi się kolejne pytanie: Czy prawa człowieka w ujęciu ks. Profesora nie zostały zredukowane do obrony interesu jedynie bogatych cudzoziemców? Czyżby obojętny był ks. Profesorowi los polskiego rolnika, który od początku jest dyskryminowany a jego dobro nie jest chronione? Dlaczego interpretacja zasad katolickiej nauki społecznej w ujęciu ks. Profesora nie potwierdza prawa polskiego robotnika czy rolnika do uwłaszczenia? Dlaczego Ks. Profesor pragnie uwłaszczyć jedynie zachodnich biznesmenów, i tak posiadających wystarczająco wiele? Celem tych zastrzeżeń jest obrona członków naszego społeczeństwa przed dyskryminacją, przed sprowadzeniem ich do roli obywateli drugiej kategorii przez niesprawiedliwe pozbawienie ich własności a jednocześnie sprzeciw wobec sprzyjaniu takim układom, w których własność należąca się ich prawowitym właścicielom na skutek stosowania różnego rodzaju manipulacji przechodzi z pogwałceniem podstawowych zasad sprawiedliwości w obce ręce. Jestem przekonany, że nie taką wizję "nierównej " sprawiedliwości zapowiadała "Etyka solidarności" Ks. Profesora.

Jest jednak drugi, "ludzki" aspekt sprawy. Zgadzam się całkowicie z ks. Tischnerem, że wielu osiadłych w Polsce cudzoziemców stawało się uczestnikami i twórcami polskiej kultury. Wielu z nich rzeczywiście stawało się członkami polskiego narodu i z nim się utożsamiało. Byłoby rzeczą nieludzką zamykać swoje serce przed ludźmi, także obcokrajowcami, którzy z powodu prześladowań politycznych, czy choćby z powodu własnego wyboru pragnęliby zamieszkać na naszej ziemi. W szczególny sposób dotyczy to Polaków zmuszonych do opuszczenia własnego kraju, oraz wszystkich tych, którzy pragną uważać Polskę za swoją Ojczyznę. Mamy tutaj zupełnie inną sytuację. Natomiast wszędzie tam, gdzie ktoś wykorzystując swoją przewagę finansową, przewagę w dostępie do źródeł informacji, przewagę dzięki nieuczciwym układom w systemie sprawowania władzy, pragnąłby w sposób podstępny zawładnąć polską ziemią czy polskimi fabrykami aby osiągnąć uprzywilejowany status, należy się temu przeciwstawić. W tym wypadku powoływanie się na zasady katolickiej nauki społecznej byłoby szczytem niesprawiedliwości i kłamstwa.

Ks. W. Kulbat