ks. Jan Słomka

Rehabilitacja Orygenesa

Ks. prof. Wacław Hryniewicz pisze o potrzebie rehabilitacji Orygenesa ("TP" nr 26/1997). Na pewno jest ona potrzebna, ale myślę, że w dużej mierze już zaczęła się ona dokonywać, przynajmniej na polu badań i publikacji patrystycznych. Jeżeli bowiem spojrzy się na podręczniki patrologii pisane kilkadziesiąt lat temu i porówna je z wydawanymi ostatnio, to nie sposób nie zobaczyć różnic w ilości miejsca poświęconego Orygenesowi i w sposobie przedstawiania jego myśli. Orygenes jest coraz bardziej obecny w tych podręcznikach, a jego myśl jest przedstawiana coraz bardziej kompleksowo, nie tylko poprzez pryzmat potępień jakie dotknęły niektóre twierdzenia Orygenesa. Kontekst i treść tych potępień przedstawił zresztą znakomicie ks. Hryniewicz w swoim artykule.

Z całą pewnością w ślad za podręcznikami zmienia się podejście do Orygenesa w wykładach z patrologii prowadzonych w seminariach i na wydziałach teologicznych. Jeżeli chodzi o ilość czasu wykładowego, jaki należy poświęcić na wykład o Orygenesie to w moim osobistym przekonaniu powinien on być porównywalny tym, jaki poświęca się św. Augustynowi. Powód jest prosty: wpływ jaki myśl Orygenesa wywierała w III i IV w. (w tym również na św. Ambrożego i św. Augustyna) oraz wywiera do dzisiaj zwłaszcza w teologii prawosławnej jest porównywalny z wpływem św. Augustyna na całą późniejsza tradycję teologii zachodniej. Żaden inny Ojciec Kościoła nie może się z nim porównać. Jeszcze ważniejsza jest druga sprawa, czyli sposób wykładania myśli Orygenesa. Wszyscy współcześni badacze myśli Orygenesa, z H. U. von Balthasarem i H. Crouzelem na czele powtarzają niezmordowanie, że jest to teologia poszukująca, w drodze, poruszająca się po niepewnych terenach. Orygenes tak właśnie pojmował swoje powołanie teologa - jako podejmowanie najbardziej trudnych i niewygodnych pytań. Raz po raz podkreślał, że jego odpowiedzi są tylko próbami odpowiedzi i sam nieraz dawał po kilka możliwych rozwiązań danego problemu. Najwyraźniej widać to w jego egzegezie, gdzie wielość interpretacji tego samego tekstu biblijnego jest dla niego czymś oczywistym, jest wręcz znakiem nieskończoności Słowa Bożego, którego nie jest w stanie wyczerpać jedna, choćby najlepsza interpretacja.

A zatem w wykładzie dotyczącym Orygenesa nie wystarczy zatrzymać się na polemice z potępieniami jego tez. Nie wystarczy również prosty wykład jego poglądów. Jeżeli bowiem przedstawia się myśl Orygenesa w formie gotowych twierdzeń, to nawet jeżeli te twierdzenia są prawdziwe, czyli faktycznie relacjonują to, co jest zawarte w jego pismach, już sama ich statyczność, zrobienie z nich gotowych niepodważalnych formuł sprawia, że fałszują one istotę refleksji Orygenesa i uniemożliwiają zrozumienie, co właściwie było w jego myśli tak wielkiego, że od samego początku swej działalności do dzisiaj nie przestaje fascynować i inspirować refleksji teologicznej. Niewiele tylko upraszczając można bowiem powiedzieć, że Orygenes wpłynął bardziej poprzez swoją umiejętność stawiania pytań i sposób szukania na nie odpowiedzi niż poprzez gotowe rozwiązania. Dla lepszego zrozumienia jak istotna jest ta różnica między gotowym twierdzeniem a ruchem myśli polecam lekturę motta i wstępu H. U. von Balthasara do zestawionej przez niego samego antologii tekstów Orygenesa Duch i Ogień, (Kraków - Warszawa 1995).

Chciałbym do tego co napisał Ks. W. Hryniewicz dodać jeszcze kilka słów, a przede wszystkim urywki z tekstów Orygenesa odnośnie do apokatastazy. Jest to jedna z ważniejszych kwestii w jego refleksji. Tu również o wiele istotniejsze jest przyjrzenie się temu, jak Orygenes stawia problem niż zatrzymywanie się wyłącznie na proponowanych przez niego rozwiązaniach.

Jak to podkreśla Ks. Hryniewicz, w swej wierze i refleksji Orygenes przyjmuje dwa niewzruszone założenia: dobroć Boga i wolność człowieka. Obydwa nie są bynajmniej tak oczywiste jak się wydaje. W czasach Orygenesa, jak zresztą chyba w każdych innych, pokutował obraz Boga groźnego i zsyłającego cierpienie. W dziele O Zasadach pisze on o ludziach, którzy "chlubią się przynależnością do Kościoła, nie przyjmują istnienia żadnego bytu większego od Boga, i mają w tym rację, jednakże takie mają o Nim wyobrażenie, jakiego mieć nie wypada nawet o najokrutniejszym i najniesprawiedliwszym człowieku. (IV, 2,1-2). Wolności człowieka bronił zaś przeciw wszelkim formom fatalizmu i determinizmu rozpowszechnionym wówczas zarówno w gnozie jak i w wielu formach ówczesnego pogaństwa. A zatem ilekroć podejmował problem ostatecznego losu stworzenia - starał się go zrozumieć w świetle tych założeń. Efektem tego była refleksja ciągle szukająca odpowiedzi, ale pełna nadziei. Jako ilustrację chciałbym przedstawić fragment jego komentarza do Listu do Rzymian (V.7). Jest to komentarz do tekstu Rz 6,1-2. Poniższy tekst jest dobrym przykładem sposobu rozumowania Orygenesa, a zwłaszcza intelektualnych motywów, jakie nakłaniały go do rozważania możliwości apokatastazy.

Jednakże sądzę, że choćby kto trwał w grzechu, choćby pozostawał pod władzą i panowaniem śmierci, owo królestwo śmierci nie jest wieczne, tak jak wieczne jest królestwo życia i sprawiedliwości. Podstawę do takiego mniemania dają mi słowa Apostoła, wedle których jak ostatni wróg zostanie pokonana śmierć (1Kor 15,26). I rzeczywiście, gdyby założyć, że śmierć jest tak samo wieczna jak życie to śmierć nie byłaby przeciwna życiu , lecz równa mu. To, co wieczne, nie będzie przeciwne temu, co wieczne, lecz identyczne z nim. Tymczasem jest rzeczą pewną, że śmierć jest przeciwieństwem życia; jeżeli zatem wiadomo, że życie jest wieczne, to śmierć nie może być wieczna. Stąd też musi nastąpić zmartwychwstanie umarłych. Skoro bowiem śmierć duszy zostanie usunięta jako ostatni wróg, to również zwyczajna śmierć, o której powiedzieliśmy, że jest jakby cieniem tamtej śmierci, musi zostać zniszczona; a wówczas z kolei nastanie czas zmartwychwstania umarłych, skoro wraz ze śmiercią zostanie unicestwione królestwo śmierci.

Przyjęcie jako aksjomatu o ludzkiej wolności prowadzi Orygenesa do innego problemu, bezpośrednio z powyższym powiązanego, ale jeszcze bardziej kontrowersyjnego - cykliczności światów. Jeżeli bowiem również po zmartwychwstaniu będziemy wolni, to będziemy mogli znowu zgrzeszyć, a zatem nie można wykluczyć, że upadek i cała historia zbawienia będą się powtarzały w nieskończoność. Orygenes oczywiście podejmuje ten problem. Jego próba odpowiedzi jest jednym z piękniejszych tekstów jakie wyszły spod jego pióra dlatego pozwolę sobie ją na zakończenie po prostu przytoczyć.

O tym zaś, co w przyszłych wiekach powstrzyma wolną wolę aby nie popadła znowu w grzech poucza nas św. Paweł w krótkiej wypowiedzi stwierdzając "Miłość nigdy nie ustaje". Dlatego wszak miłość została nazwana większą od wiary i nadziei, że jedynie dzięki niej nie będzie można więcej grzeszyć. Jeżeli bowiem dusza wzniesie się na taki stopień doskonałości, że z całego serca, z całej duszy, i ze wszystkich swych sił będzie miłować Boga a bliźniego swego jak siebie samą, to gdzież znajdzie się miejsce dla grzechu? (...) Słusznie zatem miłość, która jest większa od innych cnót zachowa całe stworzenie od upadku.
(...)Wynika stąd wyraźnie, że wszystko to, co wyliczył Apostoł, nie może nas odłączyć od miłości Boga, skoro ktoś osiągnął szczyt doskonałości, to tym bardziej nie zdoła nas od Jego miłości odłączyć wolna wola.
Dlatego ten, który był Jutrzenką i wschodził na niebie, albo ten, który był nieskalany od swego narodzenia i przebywał z cherubinami mógł upaść zanim został skrępowany więzami miłości wobec dobrodziejstw Syna Bożego, później zaś, kiedy miłość Boga zacznie się rozlewać za sprawą Ducha Świętego w sercach wszystkich, pewne będzie to, co zapowiedział Apostoł - że miłość nigdy nie ustanie.
(Komentarz do Listu do Rzymian V.10)