ks. Jan Słomka

Proście o rzeczy wielkie

"Proście o dobra niebieskie, a ziemskie będą wam dodane." Słów tych nie ma zapisanych w Ewangelii, lecz najwidoczniej stanowiły one w czasach Orygenesa część ustnej tradycji przekazującej słowa Jezusa. Przy tym stanowiły chyba jeden z ulubionych przez Orygenesa cytatów z wypowiedzi Jezusa. W każdym razie nie tylko kilkakrotnie przytacza on je w swoim traktacie, ale i szeroko komentuje [1]. I jak się okaże, stanowią one poniekąd klucz do jego rozumienia czym jest modlitwa chrześcijanina. Ale zacznijmy od początku, a do zacytowanego agrafonu [2] jeszcze powrócimy.

Niedawno ukazał się polski przekład dzieła Orygenesa O modlitwie [3]. Jest to piękny i ważny tekst człowieka, który nie tylko jest uznawany za jednego z geniuszy chrześcijaństwa z racji na wielkość swojego dzieła teologicznego, ale również ogromnie przyczynił się do rozwoju mistyki i doktryny mistycznej w Kościele. Warto zatem włożyć nieco wysiłku, by wgłębić się w to, co Orygenes ma nam do powiedzenia o modlitwie. Prawie każdy jednak, kto próbował czytać pisma Ojców Kościoła wie, że nie jest to proste. Bo przecież nie jest łatwo zrozumieć to, co ktoś pisał prawie tysiąc osiemset lat temu, a do tego na innym kontynencie [4]. Dlatego może być przydatny komentarz, rozumiany jako pomoc w takiej lekturze dzieła Orygenesa, która nie prześlizguje się jedynie po powierzchni jego tekstu, ale usiłuje podążyć wgłąb, za myślą autora.
Najpierw jednak kilka słów o samym Orygenesie. Nie chodzi w tej chwili o podanie podstawowych faktów z jego życia, bo te można bardzo łatwo znaleźć w którymkolwiek z podręczników patrologii [5], lecz tylko o kilka uwag mających zachęcić raz jeszcze do uważnego wsłuchania się w to, co ma on nam do powiedzenia o modlitwie. Otóż Orygenes żył na początku trzeciego wieku, w okresie, gdy chrześcijaństwo z trudem, ale i z ogromną siłą ducha zgłębiało coraz to bardziej Dobrą Nowinę, jaką Jezus Chrystus przekazał Kościołowi. Orygenes był jednym z pierwszych, którzy szukali dogłębnej odpowiedzi na wszelkie pytania, jakie niosło ze sobą studiowanie Ewangelii i konfrontowanie jej z dorobkiem świata antycznego. Był on więc pionierem teologii, a zwłaszcza egzegezy Pisma Świętego. Był także człowiekiem ogromnej wiary i modlitwy; nie tylko uprawiał teorię mistyki ale i, prawie na pewno, sam miał doświadczenia mistyczne. Piszę "prawie na pewno" bo wspomina o tym tylko kilka razy i jedynie w delikatnych aluzjach. W każdym razie spotkały się w jego osobowości jednocześnie niezwykła uczciwość intelektualna, która nie pozwalała mu zadawalać się łatwymi odpowiedziami na dręczące go pytania oraz rzetelna wiara, która była mu światłem w poszukiwaniach, a także niemałe doświadczenie życia duchowago. To wszysko złączone w jednej osobowości sprawiło, że jego dzieło stało się punktem odniesienia dla całej prawie późniejszej twórczości patrystyczniej. Jedni się z nim nie zgadzali, inni kroczyli po jego śladach, ale nie sposób było go zignorować.

W tej chwili najważniejsze jednak dla nas jest, że był to człowiek, o którym możemy bez odrobiny przesady powiedzieć, że "gorliwość o dom Pana pożerała go". Był to więc mąż żarliwej wiary i wielkiej modlitwy i jeżeli pisał o niej, to nie mówił o czymś, co znałby jedynie z intelektualnych przemyśleń, ale przede wszystkim o tym, czym żył każdego dnia.
Dociekliwy umysł Orygenesa sprawia, że już sam fakt modlitwy nie jest dla niego bezdyskusyjny. Wątpliwość jego nie jest obca żadnemu chyba przystępującemu do modlitwy człowiekowi. Otóż Orygenes w pierwszej części swojego traktatu długo zastanawia się nad problemem sensowności modlitwy. Rozważa zastrzeżenia płynące z różnych stron, ale głównie dotyczące starego problemu wszechiwedzy Boga. Jeżeli bowiem Bóg i tak wszystko wie i przewidział przyszłość oraz jeżeli człowiek i tak podlega przeznaczeniu, to po co się modlić. Odpowiedzią Orygenesa jest podkreślenie wolności ludzkiej oraz przytoczenie słów Jezusa: Proście, a będzie wam dane" [6]. Albowiem, mimo iż obszernie przytacza, co mają nam na ten temat do powiedzenia doktryny filozofów, ostateczne uzasadnienie potrzeby modlitwy Orygenes znajduje nie w jakimkolwiek rozumowaniu na temat Boga i człowieka, ale w słowach Jezusa. Skoro sam Jezus nam modlitwę nakazuje i zaleca, to na pewno jest ona sensowna. I skoro Jezus, mówiąc o modlitwie, mówi o błaganiach i prośbach zanoszonych do Boga, to znaczy, że właśnie błaganie stanowi centrum naszej modlitwy do Boga. W słowach Proście, a będzie wam dane Orygenes nie tylko znajduje potwierdzenie sensowności modlitwy, ale też wyczytuje z nich, że ze wszystkich rodzajów modlitwy najważniejsza jest błagalna. Tak więc, powtórzmy, dla Orygenesa centrum modlitwy stanowi prośby zanoszona do Boga. Jednakże Orygenes nie ogranicza się do przytoczenia słów Jezusa. One stanowią punkt odniesienia, wskazówkę, gdzie dalej poszukiwać, ale nie zamknięcie wszelkich rozważań. A więc cytuje on słowa Jezusa i zaraz potem poszukuje ich głębszego zrozumienia. Znajduje je, gdy odpowiada na pytanie, na czym polega relacja człowieka do Boga. Otóż, jest to relacja stworzenia do Stwórcy, kogoś słabego i grzesznego do mocnego i nieskończenie dobrego, a zatem, skoro tak się sprawy mają, to nasze zwracanie się do Boga nie może zaczynać się od niczego innego, jak tylko od błagania. Bo jedynie Bóg jest tym, który może dać człowiekowi wszystko.
Modlitwę jako błaganie opisuje Orygenes jeszcze dalej, przy analizie określeń modlitwy (deesis i proseuche) [7]. Pokazuje, że oba te pojęcia wywodzą się od różnych rodzajów błagania, albo prośby kogoś, komu czegoś brakuje, albo też błagania połączonego z wysławianiem Boga, które zresztą zanosi się, jak pisze Orygenes "dla uzyskania ukrytych dóbr". Dopiero na końcu swego komentarza, po szczegółowym i obszernym zastanowieniu się nad modlitwą jako prośbą, Orygenes wspomina, że modlitwa to także dziękczynienie za otrzymane dobrodziejstwa (eucharystia).

Jest oczywiste, że łatwo możnaby, tak rozumując, sprymitywizować samą modlitwę, i widzieć w niej jedynie mniej lub bardziej skuteczny środek osiągania naszych własnych celów i spełniania zachcianek. Ale takie niebezpieczeństwo i rozumienie modlitwy jest całkowicie obce Orygenesowi. Oczywiście jest tak, że człowiek przychodzi do Boga, by go błagać. Przecież wszystko co ma - ma od Boga i modlitwa jest niezbędna, by otrzymać wiele dóbr. W tym momencie jednak powraca jak refren zacytowany na początku tekst, że modlić się mamy nie o to co małe, lecz o to co wielkie, nie o dobra ziemskie, lecz niebieskie. Modlitwa bowiem, nie służy do wyjawiania Bogu naszych potrzeb, bo przecież On je zna, ale jest wyrażeniam i uznaniem naszej zależności od Niego we wszystkim, jest naszym pragnieniem zbliżenia się do Boga.
Po takim wprowadzeniu może łatwiej będzie nam zrozumieć dlaczego zacytowany na początku agrafon jest tak ulubiony przez Orygenesa. Nie jest to tylko jego niewiele znaczące upodobanie, ale przenikliwość spojrzenia. Jego głębokie zrozumienie istoty modlitwy każe mu tak często powracać tych słów Jezusa. Są one dla niego bardzo istotnym komentarzem do innych słów Pana: Proście, a będzie wam dane.
A teraz już przejdźmy do prezentacji samego dzieła. Traktat Orygenesa O modlitwie składa się z dwóch części: najpierw rozważa on, czym jest modlitwa oraz dlaczego i jak winniśmy się modlić, następnie zaś komentuje obszernie Ojcze nasz. My skoncentrujmy się jedynie na jednym fragmencie z drugiej części, czyli na komentarzu do prośby Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj.
Orygenes pozostaje wierny słowom Jezusa, że nie o dobra materialne mamy się modlić. A zatem ze stanowczością nie pozostawiającą odrobiny miejsca na wątpliwości rozpoczyna swój komentarz do tej prośby z Ojcze nasz od wyłożenia, iż mylą się ci, którzy uważają, że polecając nam modlić się o chleb powszedni Jezus miał na myśli chleb ziemski, czy choćby wszystkie dobra nam potrzebne - materialne i duchowe. Według niego należy to rozumieć wyłącznie jako prośbę o dobra duchowe, wyższe, niebieskie. Podkreślmy to raz jeszcze: Orygenes jasno i jednoznacznie wyklucza interpretację tejże prośby, dla nas być może najbardziej oczywistą, że mianowicie słowa chleb powszedni oznaczają to wszystko, co nam jest potrzebne do życia ziemskiego.

Zanim więc przejdziemy do rozważań, jak wobec tego Orygenes rozumie owo wyrażenie, zatrzymajmy się chwilę nad samym faktem tak radykalnego wykluczenia dosłownego (jak przywykliśmy sądzić) znaczenia tych słów. Jest to tym bardziej godne zauważenia i podkreślenia, że taka gwałtowna polemika nie bardzo pasuje do charakteru pism Orygenesa. W tym traktacie bowiem i w sinnych komentarzach biblijnych niechętnie wdaje się w krytykę innych interpretacji słów Pisma. Ma on bardzo głęboką świadomość tego, że Pismo Święte jest niezgłębione i każda jego interpretacja jest z natury rzeczy cząstkowa, nie wyczerpuje bynajmniej głębi Słowa Bożego. Wystarczy spojrzeć kilka stron dalej, by się o takim podejściu Orygenesa przekonać (s.199;). Otóż, wyjaśniając znaczenie słowa "powszedni", epiousios, nadmienia, że niektórzy, inaczej niż on, wywodzą znaczenie tegoż słowa od epieinai - przychodzić. Przedstawia ich pogląd ale nie polemizuje z nimi. Stwierdza tylko, że jemu wydaje się, iż tamto drugie tłumaczenie jest gorsze. Podobnych przykładów jest wiele. Wiele jest również przykładów, gdy Orygenes podaje kilka interpretacji jednego fragmentu Pisma, uznając, że wszystkie są dobre. Tu jednak, komentując tekst Pisma, zdecydowanie wyklucza możliwość takiej interpretacji: "Niektórzy sądzą, że chodzi tu o prośbę o chleb materialny. Należy odrzucić ich błąd" [8]. Przy czym ze sposobu polemizowania można wywnioskować, że ma na on myśli nie jakąś sektę, herezję, ale chce sprostować pogląd rozpowszechniony wśród wielu ortodoksyjnych chrześcijan, ale, wedle jego mniemania, błędny.

Pamiętając wszystko, co już powiedzieliśmy o tym, że modlić się należy o dobra duchowe, nie jest trudno zrozumieć motywy takiego wykluczenia. Nie jest możliwe, rozumuje Orygenes, by Jezus, który kazał prosić o rzeczy wielkie i niebieskie, zapomniał o swoich własnych słowach i kazał nam teraz prosić o coś małego [9].
Orygenes oczywiście nie ignoruje cielesnego aspektu życia ludzkiego. Przecież to właśnie nasza cielesność sprawia, że musimy jeść, odziewać się, mieszkać, że chorujemy. Orygenes wcale nie usiłuje pomijać tego wszystkiego, ale, świadomy ludzkich potrzeb stwierdza, że dobra materialne będą nam dodane. Jest przecież oczywiste, że również i w sprawach materialnych, codziennych zależymy całkowicie od Boga, oraz także i wszystko, co potrzebne ciału, jest Bożym darem. Jednak są to, według Orygenesa, rzeczy tak mało istotne, że niegodne osobnej prośby. Nie są one warte osobnej prośby również i dlatego, że są niezbędne, a zatem są nam potrzebne niezależnie od tego, czy ich pragniemy czy nie. Bóg wie dobrze, że ich potrzebujemy, byłoby więc aktem nieufności wobec Niego, jeszcze dodatkowo modlić się o nie. Co innego dary duchowe, niebiańskie - to są dobra, których możemy chcieć lub nie - dlatego Bóg udziela nam ich w zależności od tego, czy i o jakie z nich prosimy.
Prawdę tę, o zbędności modlitw o rzeczy materialne, Orygenes obrazuje w pierwszej części swojego traktatu pięknym przykładem, niewątpliwie bardziej zrozumiałym w Afryce, gdzie słońce czasem stoi w zenicie, nie dając cienia. Otóż, powiada on, tak jak przedmioty materialne czasem zupełnie nie dają cienia, czasem dają cień niewielki, czasem zaś cień bardzo długi, tak i Bóg udzielając nam dóbr duchowych, wedle swojej niezbadanej woli sprawia, że czasem towarzyszą im obficie dobra materialne, czasem zaś nie. Porównanie dżbr materialnych do cienia rzeczywistości duchowych jest niewątpliwie zaczerpnięte z myśli Platona. Orygenes znał dobrze jego dzieła i wpływył one mocno na jego rozumienia świata. Nic więc dziwnego, że wyszukał takie porównanie, oraz i że to, jak Bóg udziela człowiekowi swoich darów, wyjaśnia według podobnego schematu. Swoje porównanie podsumowuje więc w iście platońskim duchu: czyż ktokolwiek, dając jakąś rzecz mówi przy tym, że daje również i jej cień? [10]

Czym zatem są owe dobra, które zostały nazwane chlebem naszym powszednim, a nie są niczym materialnym? Prawdziwy chleb żywi prawdziwego człowieka, stworzonego na obraz Boży; kto zaś nim się żywi, ten staje się podobny do Stwórcy. A cóż jest lepszym pokarmem dla duszy niż Słowo? Cóż jest cenniejsze niż mądrość Boża dla umysłu, który może ją pojąć? Cóż odpowiedniejszego dla rozumnej natury niż prawda? [11] Chlebem naszym jest to, co karmi nasze człowieczeństwo, istotą zaś naszego człowieczeństwa jest obraz Boży. A zatem mamy prosić Boga, by dawał nam takiego pokarmu, który dopomoże, by wzrastał w nas Jego obraz, byśmy byli coraz bliżej Niego. By dawał nam to, co jest w życiu najpotrzebniejsza, pokarm, którym posilamy się w drodze do Boga. Orygenes mówi tu o Słowie - i ma na myśli zarówno samą osobę Chrystusa jak i jego nauczanie.
Powtórzmy to, co już było wcześniej nadmienione: dobra duchowe leżą w zasięgu naszej wolności, możemy ich chcieć, albo nie chcieć. Jeżeli więc nie chcemy, by dorastał w nas "człowiek wewnętrzny", ten który jest obrazem Boga - to możemy nie przyjmować Bożego daru, chleba, który przyczynia się do wzrostu naszej duszy. Dlatego taki, a nie materialny chleb ma być przedmiotem naszej modlitwy. Gdyż jeżeli nie będziemy pragnęli duchowego chleba - Bóg nam nie będzie udzielał. To w takiej prośbie wyraża się nasza wolność wobec Boga: Jego Słowa naprawdę możemy chcieć lub nie chcieć (dóbr materialnych bowiem potrzebujemy z konieczności fizycznej). Dlatego też w tej prośbie wyraża się nasza miłość do Boga - bo błagamy o to, co nas prowadzi do Niego.

Co ciekawe, Orygenes wykładając swoje rozumienie prośby o chleb ani razu właściwie nie nawiązuje wyraźnie do Eucharystii [12]. Nie czyni tego ani na początku, gdy polemizuje z materialnym rozumieniem tych słów Modlitwy Pańskiej, ani potem, przy rozwijaniu swojego komentarza. Zaprzeczając jakoby można było rozumieć prośbę o chleb jako błaganie o dobra doczesne nie przeciwstawia jednak chleba codziennego eucharystycznemu, ale ogólnie darom niebiańskim. Następnie, gdy, swoim zwyczajem, szukając zrozumienia komentowanych słów daje przegląd fragmentów biblijnych, które mówią o chlebie, również nie nawiązuje wprost do Eucharystii. Jest to tym bardziej charakterystyczne, że przedstawia teksty, które prawie cała późniejsza tradycja odnosiła do chleba eucharystycznego. Najpierw więc komentuje fragmenty z mowy Jezusa zapisane w rozdziale szóstym Ewangelii św. Jana, a wśród nich między innymi J 6,27: Mój Ojciec da wam prawdziwy chleb z nieba. W Biblii Tysiąclecia cała ta mowa Jezusa (J 6,22-71) jest po prostu zatytuowana Mowa eucharystyczna. Orygenes zaś nawet cytując i komentując obszernie słowa: Chlebem, który ja dam jest moje Ciało za życie świata i kto pożywa moje Ciało i pije Krew moją, trwa we Mnie a Ja w nim nie nawiązuje wyraźnie do Eucharystii, ale woli mówić o karmiącym Słowie, które jest zmienne i zróżnicowane, bo nie wszyscy mogą się karmić twardymi i ciężkimi naukami boskimi [13]. Mówi także o tym, że prawdziwy pokarm, to Ciało Chrystusa, który będąc Słowem stał się Ciałem [14]. A zatem, choć nie ma mowy o jakimkolwiek ignorowaniu Eucharystii, nie sposób nie zauważyć, że Orygenes zwraca dużo większą uwagę na Słowo. Tak samo słowa: Mój Ojciec da wam prawdziwy chleb z nieba, albowiem chlebem Bożym jest ten, który zstępuje z nieba i daje życie światu (J 6,32n); są wyjaśnione następująco: "prawdziwy chleb" żywi prawdziwego człowieka - stworzonego na obraz Boży... A cóż jest lepszym pokarmrm dla duszy niż Słowo? [15]

Warto zatrzymać się jeszcze chwilę przy Orygenesowym wyjaśnieniu słowa epiousios, przetłumaczonym na polski jako powszedni. Owo tłumaczenie powszedni tak jest nam bliskie, że możemy nawet zastanawiać się czy nie jest to doszukiwanie się jakby "na siłę" innych znaczeń w wyrażeniu, które jest przecież samo przez się zrozumiałe i proste. Otóż, Orygenes zauważa, że terminu greckiego epiousios nie znajdujemy w tekstach klasycznych greckich, ani w mowie potocznej. Jest to więc neologizm utworzony przez ewangelistów, bo jednakowo używają go i Mateusz i Łukasz [16]. Znaczenie pojęcia epiousios w odniesieniu do chleba Orygenes wyjaśnia przaz analogię do innego wyrażenia, podobnie utowrzonego. Otóż w Księdze Wyjścia (19,1) Bóg mówi do Izraelitów "będziecie mi ludem periousios" - czyli ludem moim. I tak, jak lud stał się ludem Boga, tak chleb epiousios staje się naszą substancją. A zatem, konkluduje Autor: chleb epiousios należy rozumieć jako chleb, który karmi ducha ludzkiego [17].
Orygenes, jako człowiek skrupulatny i dbały o rzetelne przedstawienie zagadnienia dodaje, że niektórzy wolą tłumaczyć epiousios wychodząc od innego źródłosłowu jako to, co ma nadejść i tak rozumieją prośbę z Ojcze nasz jako prośbę o chleb na przyszły wiek: prośbę, by Bóg już dzisiaj dał nam to, co ma nam dać jutro, czyli abyśmy już teraz kosztowali z dóbr przygotowanych dla zbawionych. Autor jednakże, nie negując tej możliwości i nie udowadniając jej błędności, stwierdza z wielką prostotą, że jego zdaniem lepsze jest pierwsze wyjaśnienie [18].

Orygenes więc modląc się o chleb powszedni błagał Boga, by nie odmawiał mu swojego Słowa, pokarmu duszy, niezbędnego na drodze do jedności z Bogiem samym. To było zresztą najgłębsze pragnienie Orygenesa: by jak najbardziej zjednoczyć się ze swoim Stwórcą. Owo pragnienie, bardziej jeszcze niż wielkość umysłu, nadaję głębię i wiarygodność temu, co Orygenes ma nam do powiedzenia o modlitwie.
Powyższy komentarz jest zaledwie dotknięciem tekstu wielkiego mistrza modlitwy. Nie tylko zajęliśmy się niewielkim fragmentem Orygenesowego komentarza ale i z tego fragmentu zostały omówione tylko niektóre treści. Na koniec pozostało już tylko zachęcić do lektury i do cierpliwości w tejże lekturze, bo stare pisma niezbyt szybko odkrywają czytelnikowi swoją mądrość.

Przypisy:

  1. Pietras, H., SJ, Odpowiedź na Słowo, Kraków 1993, (OnS), s.104; II,2 i s.144; XIV,1, zob. także s.153-4; XVI,2-3Nawiasem mówiąc książka ma tak zaprojektowaną okładkę, że ktokolwiek spojrzy na nią, np. gdy leży na półce w księgarni, nie ma prawa podejrzewać, że kryją się w niej nie osobiste przemyślenia ojca Henryka Pietrasa, SJ, ale trzy najwcześniejsze i poniekąd najważniejsze, jeżeli spojrzeć na nazwiska autorów, komentarze patrystryczne do "Ojcze nasz", a mianowicie dzieła Tertuliana, Cypriana i Orygenesa. Większość z tych tekstów jest do tego po raz pierwszy wydana po polsku i za podjęcie tego dzieła należą się ojcu Pietrasowi wyrazy uznania.
  2. Agrafon to, najprościej mówiąc, słowa Jezusa przechowane przez starożytną tradycję, a nie pojawiające się w tekście Nowego Testamentu. Więcej na ten temat można przeczytać np. w Słowniku Biblijnym, Katowice 1982, hasło: Agrafa.
  3. OnS, s.191
  4. Orygenes żył w Aleksandrii. Miasto to w starożytności było centrum, w którym żyli obok siebie ludzie najróżniejszych nacji i skupiały się wpływy wszystkich kultur basenu Morza Śródziemnego. Sam zaś Orygenes miał matkę egipcjankę i ojca, który był obywatelem rzymskim, ale to nie znaczy, że pochodzenia rzymskiego.
  5. Polecam choćby Patrologię B. Altanera - A. Stuibera, Warszawa 1990, albo Portrety Ojców Kościoła A. Hammana, Warszawa 1978.
  6. OnS, s.131-132; X,2 Oprócz tego Orygenes przytacza przypowieść o człowieku, który szukał w nocy chleba u swojego przyjaciela.
  7. OnS, s.145, por. ss.113 i 114
  8. OnS, s.188; XXVII,1. Warto zajrzeć do znajdujących się w tej samej książce komentarzy Tertuliana i Cypriana do prośby chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. Ani jeden ani drugi nie wyklucza rozumienia tej prośby, jako prośby o chleb materialny (zob. s.41,79-80).
  9. OnS, s.188; XXVII,1
  10. OnS, s.155; XVII,1
  11. OnS, s.189; XXVII,2
  12. Cyprian zaś, komentując tę samą prośbę o chleb, nawiązuje już całkiem wyraźnie do Eucharystii (zob. OnS, s.79-80).
  13. OnS, s.190; XXVII,4
  14. OnS, s.191; XXVII,4
  15. OnS, s.189; XXVII,2 Również i w innych miejscach Orygenesowego traktatu pojawiają się teksty biblijne później poszechnie interpretowane eucharystycznie, np. "Człowiek spożywał chleb aniołów" (Ps 78,25), s.196; XXVII,10.
  16. Spostrzeżenie Orygenesa jest potwierdzone przez współczesną egzegezę. Wyraz epiousios jest całkiem nieznany poza tekstem Mateusza i Łukasza oraz, oczywiście, komentarzami do nich i wszystkimi tekstami od nich zależnymi. Dla starożytnych pisarzy greckojęzycznych jego znaczenie bynajmniej nie było jasne i usiłowali tłumaczyć je na różne sposoby. W każdym razie nie od początku było powszechnie przyjęte, że epiousios to znaczy powszedni. Pierwszym, który przetłumaczył epiousios na łacińskie quotidianus (powszedni, codzienny) był Tertulian.
    Obecnie uznaje się kilka możliwości rozumienia znaczenia słowa epiousios:
    1. jako "chleb na jutro" - ale takie rozumienie, mimo pewnego uzasadnienia gramatycznego, jest mało prawdopodobne;
    2. jako "chleb konieczny do życia", ale na dzień dzisiejszy, bez troski o jutro;
    3. jako pokarm na nadchodzący dzień sądu.
    zob: Dizionario dei concetti biblici del Nuovo Testamento, Bologna 1976, s.1152-1153
  17. OnS, s.193-5; XXVII,7-9
  18. OnS, s.199; XXVII,13