NA PRZEŁOMIE EPOK
Tak jak zwykle, gdy rozpoczynam sprawowanie Eucharystii i jak u początku każdej homilii, również i teraz ogarniam najlepszą myślą i gorącym pozdrowieniem w Jezusie Chrystusie, Panu naszym i Zbawicielu, wszystkich, którzy przybyli na tę wielką i świętą Liturgię, i tych zarazem, którzy przybyć nie zdołali, i tych wreszcie, którzy usłyszawszy nawet, iż są zaproszeni, nie mogli się jeszcze zdecydować na przyjście.2. Popatrzcie, wszak dziś w całym kraju każdy z nas został wezwany do powiedzenia osobiście i w sposób, jak tylko możliwe, odpowiedzialny, jakiej chce Polski. To jest niechybnie chwila graniczna. I dziś, w wymiarze roku liturgicznego, świętujemy ostatnią niedzielę przed Adwentem. Od przyszłej niedzieli do modlitw naszych, tych szeptanych i wypowiadanych pełnym głosem, i śpiewanych w urokliwych melodiach adwentowych wprowadzimy wołanie: "Przyjdź, Panie Jezu". To jest też, bardzo wyraziście, chwila graniczna. Musimy bowiem dziś, nie później, lecz dziś właśnie dokonać wyboru, czy chcemy takiego Adwentu, takiego odpowiedzialnego wołania na przełomie polskich epok. I wreszcie ten dzień niedzielny jest już końcowym dniem rocznych obchodów siedemdziesięciu lat istnienia diecezjalnego Kościoła na ziemi łódzkiej. Miesiące tego świętego dla nas roku wypełnialiśmy, według naszych sił i możliwości, modlitewnym dziękczynieniem i prośbami. Obie intencje splatały się wciąż ze sobą. Ale im bardziej mijały jubileuszowe miesiące, tym bardziej żywo stawała przed nami myśl o jutrze Ewangelii na tutejszej ziemi i o jutrze Ewangelii w umysłach i sercach łodzian.
Nie po to wyznaczyliśmy sobie te obchody, żeby mieć więcej okazji do świątecznych przeżyć, do spokojniejszego oddechu, lecz po to, żeby określić naszą odpowiedzialność za los Chrystusa na tej łódzkiej - podobno - nieurodziwej ziemi. Powiadaliśmy sobie niech będzie nieurodziwa, choć taka przecież nie jest, ale dlaczego miałaby być nieurodzajna! Dlaczego miałaby być nieprzyjazna dla tego, co decyduje o wielkości człowieka! Dlaczego człowiek, który się tutaj urodził lub który związał się z Łodzią przez zamieszkanie w niej, przez pracę czy studia miałby się koniecznie przeobrażać według obiegowych, krzwdzących opinii o tym mieście, właśnie krzywdzonym, i jak gdyby przemyślnie karanym za nie popełnione przecież winy. Dlaczego więc człowiek, który się związał z Łodzią miałby być niewolniczo podległy dziwnie szerzonemu poglądowi, że tutaj jest nie tylko nieładnie, ale i nic wzniosłego wyrosnąć nie może? A to, co się przypadkiem zrodzi jako owoc pożywny, rychło musi zwiędnąć i zmarnieć: i twórczość literacka, i dzieło artystyczne, i dokonania naukowe, i myśl filozofa, i wiara religijna.
3. Czytam zdania dzisiejszej lekcji mszalnej ze wspaniałego proroka Ezechiela, porywającego miłośnika Boga, ale też często nie rozumianego w historii, też pogardzanego, też krzywdząco osądzanego. A przecież czytam w jego świętej księdze: "To mówi Pan Bóg: [...] dokonam przeglądu moich owiec i uwolnię je ze wszystkich miejsc, dokąd się rozproszyły w dni ciemne i mroczne [...]. Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię [...]" (Ez 34, 12.16). Czytam Proroka i myślę wciąż o naszej wspólnej Łodzi, o wielu znamienitych głosach, jakie tylokrotnie wyrywały się z jej piersi, a których słuchać nie chciano i którym nie dozwolono się rozwinąć. Nie odczytywano Łodzi, podobnie jak dotąd wielu nie potrafi i nie ma woli czytać ze zrozumieniem wielkiego Ezechiela, jego wyczucia dni dobroczynnej obecności Bożej w dziejach Izraela.
W tej zatem chwili bardziej szczególnej, w tym czasie ograniczonym - powtórzę - "między dawnymi a nowymi laty", na przełomie epok w naszej Ojczyźnie, na łódzkim odbiciu się tego przełomu, mam do Was, Braci studencka, cała rzeszo studiującej w Łodzi młodzieży wielką prośbę. Choć jesteście w liczbie wielotysięcznej, wśród polskiej młodzieży stanowicie przecież elitę jako ludzie, którzy wspinają się po szczeblach wiedzy ku szczytom intelektu i ducha. Zechciejcie więc przyjąć to żarliwe wezwanie do wzięcia już teraz w swoje ręce odpowiedzialności za stan umysłów i dusz wschodzącego pokolenia Polaków. Nie dozwólcie, by ktokolwiek Was zwiódł najbardziej nawet błyskotliwą ofertą, jakąś sugestywną obietnicą, jakimś zawołaniem, które naruszałyby prawidła precyzyjnego rozumowania i żądały okupu Waszych wnętrz, sprzeniewierzenia się wartościom religijnym i moralnym, odstępstwa od ideałów patriotycznych. Bądźcie rozumni i czujni, i przysposabiajcie się na przewodników, którym można bezpiecznie siebie zawierzyć.
Przed Wami prawdziwie zadania z czasów przełomu. Tego nade wszystko zechciejcie nie przeoczyć. I tego zarazem, że okiem wiary zobaczyć w nich trzeba obecność Ducha Bożego, który według wyrazu proroka Ezechiela, dokonuje przeglądu swoich owiec, by uwolnić je z miejsc, dokąd się rozproszyły w dniach ciemnych i mrocznych. I który każdą zagubioną chce odszukać, każdą zabłąkaną sprowadzić z powrotem, opatrzyć skaleczoną, umocnić schorowaną. Jeżeli ktoś z Was jest wśród takich, jeżeli jest może zabłąkany, zagubiony, jeżeli doznał okaleczeń lub obciąża go schorzenie, niech dozwoli, by działanie Ducha dokonało się na nim, żeby mógł wyjść z miejsc rozproszenia i niewoli, dokąd zawiodły go różnorakie moce w dniach ciemnych i mrocznych.
I niech każdy z Was w tym prorockim obrazie czasów mesjańskich usłyszy jako do siebie skierowane Chrystusowe wezwanie do spełnienia tej nader ważkiej, a przecież najprostszej, wręcz elementarnej powinności chrześcijańskiej, którą Pan nasz i Zbawiciel wyznaczył nam dziś raz jeszcze ustami diakona: "Byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście mi pić; byłem nagi a przyodzialiście mnie; [...] byłem w więzieniu, a przyszliście do mnie [...]" (Mt 25, 35-36). Tam mamy iść w jutro: z takim otwarciem się na ludzi, z tak rozumianą miłością, z takim bezwarunkowym oddaniem się wszystkim braciom. Z jednym wszakże wyróżnieniem - na pierwszym miejscu tym, którzy są najbardziej poszkodowani, owładnięci przez nieszczerość i kłamstwo, przez egoizm i ducha agresji, przez schorowany rozum, przez pasję manipulowania ludźmi, przez bardzo wąsko pojmowaną naukowość... Nie wyliczajmy więcej. Niech tyle wystarczy. To już dość dużo do zobrazowania głębokich okaleczeń, jakie człowiek wyniósł z owych dni ciemnych i mrocznych.
Więc proszę Was, weźcie na siebie tę bardzo potrzebną, nieodzowną misję. Jesteście tacy młodzi, tyle w Was mocy. Niech Łódź zazna dobrodziejstwa Waszej obecności, ludzi wyprowadzonych z rozproszenia, wolnych Chrystusową wolnością i oświe-tlających światłami Ewangelii tych, którzy tkwią jeszcze w ciemnościach. I w ten sposób bądźcie godnymi spadkobiercami najszlachetniejszych zrywów swoich poprzedników, polskiej młodzieży akademickiej z najtrudniejszych lat naszej historii!
Pielgrzymka studentów do bazyliki katedralnej,
25 listopada 1990 r.