" ... BO WIESZ, OD KOGO SIĘ NAUCZYŁEŚ"
W dzisiejszy, niedzielny wieczór październikowy bazylika archikatedralna stała się, jak co roku o tej porze, przystanią modlitewną dla łódzkiej braci studenckiej. Młodzież kształcąca się w uczelniach naszego miasta, nauczyciele akademiccy i duszpasterze wyznaczyli tu sobie spotkanie, żeby u progu nowego roku pracy wespół sprawować Eucharystię i wymienić ze sobą chrześcijański znak pokoju. W tej godzinie skupienia, medytacji i chwalby Bożej pragnę wszystkich Was, Najmilsi, całe zgromadzenie liturgiczne powitać najserdeczniejszym słowem żywej wiary, nadziei i miłości.2. Przed chwilą, ustami lektora, sługi Słowa, otrzymaliśmy nader znamienne wskazanie św. Pawła z Tarsu: "Ty natomiast trwaj w tym, czego się nauczyłeś i co ci powierzono, bo wiesz, od kogo się nauczyłeś" (2 Tm 3, 14). To nie są tylko odległe w czasie słowa z zarania chrześcijaństwa. Nie są to jedynie zdania, jakie niegdyś Paweł Apostoł, wielki konwertyta i szaleniec Chrystusowy, napisał do swojego ucznia, żeby on z kolei, człowiek jeszcze młody, zanosił je następnym pokoleniom. Pawłowy List do Tymoteusza nie jest tylko dokumentem historycznym, tekstem z lat przeszłych, ale pismem natchnionym od Boga, cząstką ksiąg biblijnych, świętą księgą chrześcijaństwa, orędziem, jakie Bóg za pośrednictwem Pawła z Tarsu zwraca w każdym czasie do nowych wyznawców Chrystusa jako słowo dla nich. Dlatego też każde pokolenie chrześcijan bierze je do rąk ze czcią i czyta z uszanowaniem. Tak i my, idąc ich śladami, uczyniliśmy to samo. I dlatego każde pokolenie przyjmuje je jako drogowskaz w dniach, w których przypadło mu żyć, żeby samemu nie pobłądzić i innych, braci: zagubionych, zawieruszonych, słabo widzących móc przeprowadzić pewną ręką przez wzburzone wody teraźniejszości do przystani. Pawłowe dawne słowa są Bożym słowem wypowiadanym także dziś i dla nas - do każdego z nas.
Zobaczmy więc, co Apostoł przekazywało młodszemu bratu Tymoteuszowi. I dlaczego to, co mu przekazywał było rzeczywiście znamienne.
Drugi List do Tymoteusza jest spośród pism Pawłowych
listem ostatnim. Po nim św. Paweł już nic nowego nie napisał. List ten powstał w Rzymie, w czasie powtórnego uwięzienia Apostoła, niedługo przed jego śmiercią. W obliczu zbliżającego się końca życia, Apostoł, opuszczony przez wielu najbliższych, w więziennym osamotnieniu pisze jak gdyby swój testament. Nie taki jednak jak wiele dziś spotykanych testamentów, w których ktoś dysponuje swoim dobrem materialnym. Paweł nie miał czym zadysponować. Nie nagromadził niczego, co mogłoby rozbudzać czyjeś tęsknoty za lepszym mieniem. Pisał natomiast o Jezusie Chrystusie, Panu i Zbawicielu świata. Od chwili nawrócenia się dawnego Szawła i prześladowcy młodego Kościoła, On, Jezus Zbawiciel, był jego największą skarbnicą, której strzegł, którą się dzielił obficie w swoich rozlicznych podróżach apostolskich, a którą teraz, z nagła, zupełnie niespodziewanie zaczęły niszczyć nauki fałszywych proroków. To, co było wielkie, zaczęło maleć, to co święte, poczęło tracić sakralne oblicze, to co dobre wchodziło w związki ze złem, a co było drogowskazem ku prawdzie, wiodło ku kłamstwu.
Święty Paweł pisze więc list do swego umiłowanego brata
Tymoteusza, jak i on sam, gorliwego głosiciela Dobrej Nowiny.
I śle mu ów testament: przypomina prawdę, przestrzega przed błędem, zagrzewa do wytrwania na obranej drodze, do umacniania braci, do uchronienia ich przed bliskim niebezpieczeństwem zła. Przypomina, przestrzega, prosi, zagrzewa jak dobry nauczyciel swojego ucznia, żeby ten z kolei czynił to samo. I pisze doń: "Zwodziciele będą się dalej posuwać ku temu, co gorsze, błądząc
[i innych] w błąd wprowadzając. Ty natomiast trwaj w tym, czego się nauczyłeś i co ci powierzono, bo wiesz, od kogo się nauczyłeś" (Tm 3, 13-14 ).
I więcej powiada, bo chwila była zaiste niebezpieczna. Nierozumne paktowanie z błędem, lekceważący stosunek do prawdy, pochopne traktowanie wolności zawsze kosztują drogo. I bardzo drogo. Zwykle, następne jeszcze pokolenie długo musi spłacać dług zaciągnięty przez słabość i zaniedbania pokolenia poprzedniego. Paweł w dalszym ciągu listu umieszcza nadto takie jeszcze zdania: "Zaklinam cię wobec Boga i Chrystusa Jezusa [...] i na Jego pojawienie się, i na Jego królestwo - głoś naukę, nastawaj w porę i nie w porę, wykaż błąd, poucz, zachęć z całą wielkoduszną cierpliwością w każdym pouczeniu" (Tm 4, 1-2). To także słyszeliśmy w dzisiejszym czytaniu - tę aż przejmującą, usilną prośbę: "Zaklinam cię wobec Boga i Chrystusa Jezusa [...] głoś naukę, nastawaj w porę i nie w porę [...]".
3. To jest powiedziane również do nas, do naszego czasu, do ludzi obecnie żyjących. Bóg do każdego z nas wypowiada te słowa w ten niedzielny, październikowy wieczór, w chwili, gdy u progu nowego roku akademickiego stajemy tu wespół, żeby sprawować Eucharystię i wymienić ze sobą chrześcijański znak pokoju.
Czy miałbym dowodzić w tym miejscu, że Pawłowe zdania do Tymoteusza nie brzmią pouczeniem tylko historycznym! Czy miałbym szukać jakiegoś argumentu, by wykazać, rzecz widoczną - że w zwrocie Apostoła, niczym w zwierciadle, odbija się - i jakże doskonale - wielki problem naszej polskiej chwili! Czyżby miało być niezbędne, przekonywanie kogokolwiek z Was, że każdy z tutaj obecnych jest Tymoteuszem, do którego św. Paweł powtórnie pisze swój list, by jeszcze raz, na nowo powiedzieć: "trwaj w tym, czego się nauczyłeś i co ci powierzono, bo wiesz, od kogo się nauczyłeś". I że w tym czasie, w bardzo zawiłych dniach naszych, na ziemi nie świeżo, lecz z dawna chrześcijańskiej, tak jak ongiś, w gminach Chrystusowych ledwie założonych przez Pawła z Tarsu, w naszym dniu dzisiejszym, teraz i dziś, w ten wieczór Apostoł dopisuje to jeszcze usilne, przynaglające wołanie: "Zaklinam cię wobec Boga i Chrystusa Jezusa [...] i na Jego pojawienie się, i na Jego królestwo - głoś naukę, nastawaj w porę i nie w porę [...]".
Pozwólcie mi, wszyscy mi Drodzy i Najmilsi, pozwólcie mi zachować wiarę w Was, w polską młodzież studencką, w katolicką studencką młodzież - że ona to wie, że dobrze rozumie, że tego jej dowodzić nie trzeba. Wszak Wasz status studenta jest świadectwem na to, iż należycie do ludzi, którym nie wystarcza cokolwiek, że nie godzicie się na jakąkolwiek dojrzałość, na jakąkolwiek mądrość, na jakąkolwiek miłość, na jakikolwiek rozum i na jakiekolwiek serce - że się nie godzicie na jakiegokolwiek człowieka!
4. Byłem na ogólnołódzkiej inauguracji roku akademickiego w Teatrze Wielkim. Całym sercem uczestniczyłem w tej godnej podziwu manifestacji wiary w posłannictwo szkoły wyższej i nadziei, jaką przed Łodzią i przed Polską roztacza dar uczelni.
W wypowiedzianych tam życzeniach dla władz uczelnianych i dla studiującej młodzieży wspomniałem postać ordynariusza łódzkiego z lat powojennych, dawnego profesora Uniwersytetu Wileńskiego, głębokiego myśliciela i nade wszystko najwyższej klasy chrześcijańskiego humanisty, biskupa Michała Klepacza. Gdy przed pięciu laty mieliśmy szczęście gościć w Łodzi Ojca Świętego, ten wielki papież humanista, który po śmierci naszego biskupa w czasie ceremonii pogrzebowych w tutejszej katedrze, jako metropolita krakowski głosił kazanie, poświęcił epitafium ku czci wspaniałego pasterza i człowieka. Znajduje się ono tutaj, obok, na murze absydy. Ale w Teatrze Wielkim zatrzymałem się nad postacią biskupa
Klepacza, by przytoczyć najtrafniejsze chyba zdanie, jakie napisał o nim ksiądz kardynał Stefan Wyszyński. Kreśląc jego sylwetkę jako "warszawskiego inteligenta na łódzkim bruku, niezrównanego polemisty dialogującego w poszukiwaniu prawdy", dodał to jedno: "Biskup Klepacz stanął w otwartych drzwiach do nowych czasów".
Minęły jednak lata i czas nastał nowy. Pozwoliłem więc sobie przy tym wspomnieniu, na niezbędny dopisek do zdania Prymasa Tysiąclecia. Drzwi do nowych czasów nie były jeszcze w tam-
tych dniach nieprzychylnych człowiekowi, szeroko otwarte. Biskup
Klepacz dopiero je otwierał. A gdy doświadczał, jak ktoś je z hałasem zatrzaskiwał, on, niezmiennie ufny w moce spotkania i rozmowy z każdym człowiekiem, z inteligentnym uporem otwierał je na powrót i stawał w nich wpatrzony w przyszłość.
Dziś, drzwi te są już w pełni otwarte. Dlatego nam z kolei nie wolno już stanąć w nich tylko. Musimy je przekroczyć i wejść w nowe czasy. Te drzwi są po to otwarte, ażebyśmy je przekroczyli i poszli naprzód.
Z tą uwagą wiązałem też 1 października swoje życzenia dla ich magnificencji, dla dostojnych senatów, dla wszystkich Nauczycieli akademickich i dla całej Młodzieży studiującej w Łodzi. Życzyłem Wam wszystkim śmiałego, niezachwianego pójścia w drogę - na świadectwo, że czasy są naprawdę nowe. I że są nowi ludzie w tych nowych czasach!
Jednak tamtego dnia życzenia moje nie były dokończone. Brakowało w nich jednego zdania, bo brakowało mi wówczas tego świątynnego miejsca i tego zgromadzenia liturgicznego, i tego chrześcijańskiego znaku pokoju, jaki wymienimy między sobą pod koniec liturgii eucharystycznej. Brakowało w nich Pawłowego zdania do Tymoteusza: "Ty natomiast trwaj w tym, czego się nauczyłeś i w czym ci zawierzono, bo wiesz od kogo się nauczyłeś". Tak mówił Paweł Apostoł do Tymoteusza, młodszego brata swego, wykształconego w szkole Chrystusowej. Taką mu misję wyznaczał. Módlmy się najgoręcej, ażeby to i dzisiaj się stało. Idźcie w przyszłość zbratani ze sobą - cała brać studencka wielkiej Łodzi, wzajemnie się wspomagajcie, zgłębiajcie społem drogi autentycznej wolności uczniów Chrystusowych. Niech Bóg Wam błogosławi. Niech łaska Pana naszego i Zbawiciela będzie z Wami wszystkimi, Bracia moi!
Inauguracja roku akademickiego,
bazylika archikatedralna,
18 października 1992 r.