" ... ŻEBY HISTORYCZNE DZIEŁO PODJĄĆ TRAFNIE"
Szanowni i Drodzy Państwo! Wyznać muszę, że tegoroczne zaproszenie na nasze łamanie się chlebem wigilijnym słałem Państwu z niespokojnym sercem. Zazwyczaj spotykaliśmy się w nieco innych terminach, mniemam, że dogodniejszych dla Państwa. Wprawdzie uczelnie o tej porze pracują, czas zimowego odpoczynku jeszcze przed nimi, ale przecież odrobina wytchnienia Państwu się należy, a dni związane z Bożym Narodzeniem stwarzają takie możliwości. Tymczasem data dzisiejsza, nazajutrz po Nowym Roku i przed niedzielą, narusza taki, cenny dla każdego, trzydniowy okres wolny od obowiązków uczelnianych.2. A tymczasem spełnijmy święty obrzęd dzielenia się opłatkiem. I uczyńmy to w duchu i w prawdzie: według myśli ojców, która go zrodziła, w sposób, jaki ojcowie doń przypisali i dla urzeczywistnienia intencji, jakie on wyraża. Wszak od pradawnych dni chleb wigilijny przełamywany polską dłonią i obdzielany sercem polskim był w każdym czasie i w każdym miejscu najbardziej upragnionym pokarmem rodaków, zaprawianym zawsze solą polskiej łzy. Był dla nich niezmiennie imperatywnym przypomnieniem, że kimkolwiek się jest, jakkolwiek pojmuje się świat, ku jakimkolwiek celom się dąży, jest się zawsze i nade wszystko bratem drugiego człowieka, że niepodobna - nigdy - snuć projektów o innej Polsce, jak tylko najgłębiej braterskiej, ściśle według idei człowieka-brata czerpanej z drogowskazów Ewangelii.
3. W obecnych dniach ojczystych historia postawiła nas ponownie przed tym samym zadaniem, na jeszcze jedną próbę. To, co w przeszłości należało do naszych ojców, dziś szczęśliwy los złożył na barki i na sumienia każdego z nas.
Ale już wiemy - doświadczyliśmy tego w krótkim czasie - jak bardzo trudna jest nasza misja, jak wiele sił nam potrzeba, jak wielkiej mądrości, żeby historyczne dzieło podjąć trafnie, bez poddawania się mylnym podszeptom i złudnym obietnicom; żeby móc pójść prawdziwie naprzód z dojrzałą umiejętnością rozpoznawania w porę, gdzie pod zasiewy szykuje się złociste ziarno pszeniczne, a gdzie nieprzyjazna dłoń podrzuca nam o nocnej godzinie nasienie kąkolu.
4. Tu chciałbym się udać po radę i pomocne wsparcie do słów świetlanej pamięci kardynała Stefana Wyszyńskiego, który w kilkudziesięciu nieszczęśliwych latach, jakie po wojnie ciemną chmurą rozłożyły się nad Polską, był w narodzie powszechnie szanowanym i najwyższym autorytetem moralnym. W jednym ze swoich, zawsze niezrównanych przemówień, ten wielki zaiste Prymas Tysiąclecia, hieratyczny jak prorok Izajasz, najprościej jak tylko możliwe, jak gdyby na lekcji dla dzieci, a zarazem jak gdyby przenikał myślą czas, którego miał już nie doczekać, słał umiłowanemu narodowi taką oto przestrogę i pozostawiał, niczym w testamentalnym zapisie, takie oto przesłanie na nadchodzące dni - te najtrudniejsze dni
nasze.
I tak trafnie mówił, że na szeregu moich tegorocznych spotkaniach bożonarodzeniowych powracam do jego zdań i z rozmysłem je powtarzam, żeby obdarzyć nimi jak największą liczbę tych, którzy wśród obecnych bezdroży ideowych szukają dla siebie jasnych świateł.
A oto co powiedział. "Ludzie lubią zasłaniać się władzą, zapominając, że w Królestwie Chrystusowym ma mówić serce do serca, usta do ust, oczy do oczu, a nie pięść do pięści i nie nakaz do zbuntowanej woli człowieka. Pokój Chrystusowy [...] w stosunkach międzynarodowych i w poszczególnych narodach zaczyna się w naszym codziennym, domowym, sąsiedzkim i społecznym współżyciu, w czterech ścianach domu rodzinnego, w pracy, na ulicy, na miedzy, wszędzie [...]. Żyjemy na ziemi, jeden obok drugiego, i ciągle ktoś musi się nam usuwać, a my ciągle musimy komuś z drogi ustępować. Usposobienie człowieka Bożego [...] to ustępowanie miejsca drugiemu i działanie zawsze na jego korzyść, to ciche, na palcach stąpanie wokół swego bliźniego, to panowanie przez pokorę, na kolanach, przy nogach naszych braci".
5. Drodzy Państwo, przyznajmy, że wobec tych słów niepodobna niczego więcej dzisiaj powiedzieć. Te słowa trzeba by tylko powtarzać i, jak na lekcji, uczyć się ich na pamięć. Bardzo bowiem zawiłe stały się obecne drogi polskie, nadspodziewanie kręte i wyboiste. Jeśli jednak są takie i skoro Polakom niełatwo przychodzi spotkać się na nich, wzajemnie się odszukać i porozumieć się ze sobą, to może dlatego, może nawet głównie dlatego, że w naszym zmierzaniu w nową, wspólną przyszłość, już na tym krótkim etapie wolnego szlaku, gdzieś się nam zawieruszyła owa katechizmowa prawda z ludzkiego elementarza, tak wybornie podana przez opatrznościowego Prymasa - że we wszystkim, co przedsiębierzemy, w rzeczach wielkich i małych, powinniśmy ponad wszystko cicho, na palcach stąpać wokół swoich bliźnich, pokornie, na kolanach czuwać przy nogach naszych braci. I tylko w ten oto sposób urzeczywistniać przyszłość, w której by ludzie znali jedynie mowę serca, ust i oczu: mówili sercem do serca, ustami do ust, oczami do oczu. Nie inaczej, lecz tylko tak.
Wszystko inne znamy już aż nadto dobrze. Bo mówiono już do nas inaczej, długo i wszędzie, i do każdego z nas. Trudno o tym zapomnieć i nie sposób szybko wyleczyć się z ran pozostałych po tej mowie - po ciągłym usuwaniu nas z dróg, po bezustannym ustępowaniu z nich przed obcą człowiekowi mową pięści.
6. Weźmy już więc opłatek w dłonie i obdzielmy się nim obficie. I życzmy sobie najgoręcej Polski, która by w naszej, drogiej nam Łodzi rodziła się w czterech ścianach każdego domu rodzinnego, w salach wykładowych i laboratoriach każdej łódzkiej uczelni, na łódzkiej ulicy, w naszym codziennym, sąsiedzkim i społecznym współżyciu, wszędzie. Niech się rodzi przy cichym na palcach stąpaniu wokół bliźnich, przy czuwaniu z pokorą, na kolanach u nóg naszych braci. Niech się rodzi z tych mocy, może nie docenianych, może nazbyt zapominanych, jakie się kryją w człowieczym pochylaniu się nad kołyską niemowlęcia i w miejscu Chrystusowych narodzin.
Opłatek nauczycieli akademickich,
2 stycznia 1993 r.