NA WYŻYNACH ISTNIENIA
Jest mi nader miło, że mogę przyłączyć się do gratulacji i życzeń, jakie płyną dziś na ręce obecnych tu, najmłodszych lekarzy - absolwentów Wydziału Lekarskiego i Oddziału Stomatologicznego łódzkiej Akademii Medycznej. W chwili, gdy gromadzą się przy Was, Drodzy Państwo, najlepsze słowa podziwu i nadziei, zechciejcie przyjąć i moją myśl, prawdziwie serdeczną. Składam ją przed Wami i tam, gdzie zwykłem to czynić na swoich rozmowach z Panem.2. Nie zdziwię zapewne nikogo, gdy powiem zarazem, że ta uroczystość ma w swym najgłębszym rozumieniu wymowę sakralną. Bo jakkolwiek by spojrzeć, człowiek w chwili ślubowania staje na najwyższych wyżynach swego istnienia. Nigdy nie ma nic większego, nic istotniejszego, nic bardziej zobowiązującego do powiedzenia, jak wtedy gdy ślubuje. Obojętne nawet przed kim, obojętne komu, on wtedy wypowiada się inaczej i wznioślej niż wówczas, gdy zawiera jakąś umowę, coś postanawia, gdy przyrzeka, gdy się do czegoś zobowiązuje. Jeśli Bogu ślubuje, jeśli ślubuje człowiekowi, zawsze czyni to przed wartością, którą traktuje na sposób sakralny. I może być wtedy dumny z siebie.
Tak czyni lekarz u progu swej misji, gdy składa ślubowanie. Tak odbieram tę chwilę Waszego ślubowania, młodzi, świeżo dyplomowani lekarze.
W celu wyjaśnienia tego, posłużę się jednym zdaniem ze znanego misterium Karola Wojtyły, Promieniowanie Ojcostwa. Już kiedyś, przed kilku laty, posłużyłem się nim na innym spotkaniu z Akademią Medyczną. Powtórzę je i teraz. Okoliczność jest po temu bardzo sposobna. Treść tego zdania bardzo się wiąże z brzmieniem Waszego ślubowania. "Ze zbioru słów, których używam, postanowiłem wyrzucić słowo >>moje<<. Jakżeż mogę posługiwać się tym słowem, gdy wiem, że wszystko jest Twoje"!
To, co autor misterium ujął w kategoriach nadprzyrodzonych, ma także sens i wartość drogowskazu do budowania i uzdrawiania wzajemnych więzi międzyludzkich. Otóż wypada powiedzieć, że lekarz, obok nauczyciela i kapłana, powinien przodować w pielęgnowaniu tej postawy - w bezwarunkowym oddawaniu się człowiekowi, aż do zatracenia samego siebie, aż do wyrzucenia ze swego języka słowa m o j e.
Życzę Wam, Drodzy Lekarze, nadziejo nasza, żeby rozpoczynająca się przed Wami droga posłannictwa zaowocowała wielką wrażliwością na cierpienia ludzkie. I żeby była to wrażliwość, która nie osłabnie i nie przytępi się, nawet gdyby bywało ciężko. Żeby słowo m o j e nigdy w Was nie przeważyło.
Uroczystość wręczenia dyplomów absolwentom
Wydziału Lekarskiego i Oddziału Stomatologicznego
Akademii Medycznej w Łodzi,
14 stycznia 1994 r.