POWRACA PYTANIE O CZŁOWIEKA

Spośród rozlicznych artykułów, refleksji, zamyśleń okolicznościowych, jakie ostatnio ogłoszono w prasie, głównie katolickiej, przed świętami Bożego Narodzenia szczególną uwagę moją zwrócił tekst, który w niepretensjonalnej formie podnosił sprawę związków nieba i ziemi, tego, co nadprzyrodzone z tym, co doczesne, tego, co Boże z tym, co jest ludzkie. Wydało mi się, że przy prostym i, jak powiedziałem, niepretensjonalnym wyrazie treści, autor tego tekstu podnosił zagadnienie podstawowe. Tym bardziej istotne, że dosięga ono stanu ducha współczesnego człowieka i stanu ducha współczesnych Polaków. I tak nawet dalece dosięga tego, że chyba w tym akcencie uwyraźnia się jeden z najbardziej znaczących rysów obecnej epoki i człowieczeństwa człowieka.
Nie byłoby większej potrzeby nawiązywania do tego, gdyby owe więzi doczesności z nadprzyrodzonością układały się, powiedzmy, poprawnie czy chociażby bezkonfliktowo. Ale jest właśnie odwrotnie. Jeśli bowiem nad świętami Bożego Narodzenia dominuje idea "Emmanuela", czyli Boga z nami, to trzeba powiedzieć, że duchowi współczesnemu staje się ona coraz bardziej odległa. Wyrażane w bożonarodzeniowym orędziu ewangelicznym imię Emmanuel nie znajduje łatwo przystępu do ludzi, którzy na jego przesłanie pozostają w wydatnej mierze zamknięci.
Sygnalizuję w ten sposób jedną z oznak epoki, która według obserwacji socjologów jest epoką nie sprzyjającą religijności czy wręcz areligijną.
Zagadnienie byłoby jeszcze dość klarowne, gdyby owa areligijność obracała się w takiejż, widocznej mierze, na rzecz pogłębiającego się humanizmu. Gdy tymczasem najszczytniejsze nawet zawołania humanistyczne są dziś najwyraźniej podcinane w korzeniach przez ludzi, którzy przez całe, kończące się stulecie ofiarnie o nie walczyli. Coraz dojmujące pytanie o wrażliwość religijną współczesnego pokolenia poszerza się o kwestię jego duchowości w ogóle, jakkolwiek by tę duchowość pojmowano: na sposób religijny czy areligijny.
Jeśli te niepokoje są trafne, powiedzieć by należało, że u końca naszego wieku raz jeszcze powraca pytanie o człowieka. Ono powraca jako sygnał zjawiska nader pilnego do uchwycenia go mocami intelektów i energiami czynów.
Jest oczywiste, że w tym słowie, z gruntu świątecznym i bardzo syntetycznym sygnalizuję ledwie sprawy, które by mogły i powinny stać się przedmiotem obszerniejszych zastanowień i być wypowiedziane przez fachowców na specjalnie w tym celu przygotowanym sympozjum naukowym.
Korzystam ze sposobności, że mam, jak co roku o tej porze, okazję zobaczenia się z ludźmi przywykłymi do zastanowień nad kolejami egzystencji ludzkiej, z nauczycielami akademickimi naszego wielkiego miasta, by się z Państwem najkrócej jak możliwe podzielić tym, co jest przedmiotem troski i naszych niepokojów łódzkiego Kościoła. Czynię to w nadziei, że w tym gronie owe troski i niepokoje Państwo zechcą przyjąć jako również własne, a więc i nasze wspólne, duchowe ciężary do wzięcia na ramiona.

2. W miarę jak czas upływa, Boże Narodzenie z roku na rok nabiera specjalnej powagi. Spotykamy się, owszem, w barwnej scenerii świątecznej, do jakiej oko i ucho Polaka przywykło od dzieciństwa, z nieodłączną, najbardziej polską i wymowną symboliką opłatka, ale zarazem coraz rzadziej wchodzimy w krąg treści, którymi godzi się wypełnić strojne barwy Bożego Narodzenia. Jednocześnie wchodzimy we współczesne przesłanie tego faktu religijnego dla naszej, żywej obecności w świecie, którego kształty mają od nas zależeć, przynajmniej od nas w znacznej mierze.
I oto, opłatek-symbol zamienia się w opłatek-wyznanie, w opłatek-zobowiązanie, w opłatek-wyznacznik nadziei do urzeczywistnienia.
Chciałbym w tej chwili, ważnej i zobowiązującej ogarnąć nade wszystko trudną sprawę polskiej szkoły wyższej, los polskiej nauki i polskiego nauczyciela akademickiego. Chyba nie ominiemy tego podstawowego tematu przy łamaniu się opłatkiem. Niech ten gest rąk, umysłów i serc znajdzie czytelny wyraz w ten wieczór, który sprawia, że człowiek staje przy drugim człowieku twarzą w twarz, by mu coś ważnego powiedzieć.
Życzę Państwu, żeby za Państwa przyczyną w jubileuszowych dniach uniwersyteckich rosło wśród Państwa pragnienie jeszcze żywszego współtworzenia wszelkich dyscyplin naukowych i współuczestniczenia w wysiłkach pedagogicznych. I życzę, żeby urzeczywistniła się zarazem podstawa materialna, która umożliwia oddanie się człowieka tym znaczącym i szczytnym celom. Wszak nie musimy się przekonywać, że jest naszym wspólnym pragnieniem, by naukowiec mógł stawać się coraz wydatniej naukowcem, żeby nauczyciel akademicki mógł w normalnym trybie wspinać się po stopniach, przeznaczonych dla niego. By nie musiał odczuwać pokusy jakiegokolwiek odejścia z tej drogi ze względów bytowych. By zwłaszcza nie musiał się czuć zmuszony do sięgania po ostateczną i drastyczną obronę swych praw.
Chciałbym na koniec z opłatkiem w ręku najserdeczniej ogarnąć Państwa w ich życiu osobistym, prywatnym i rodzinnym i życzyć wszystkim radości i pokoju w domach Państwa.
Niech Emmanuel, Bóg z nami zajaśnieje nad Państwem jako żywa nadzieja. Niech nadchodzący Nowy Rok pozwoli Państwu, nam wszystkim - by użyć znanego już zawołania - przekroczyć próg tej nadziei.

Spotkanie opłatkowe z nauczycielami akademickimi,
29 grudnia 1994 r.