TRUDNE CHWILE DUCHOWEGO ZAŁAMANIA
W ten wieczór naszego dzielenia się polskim chlebem wigilijnym witam Państwa i pozdrawiam serdecznie i gorąco. Pozdrowieniem tym pragnę objąć wszystkich nauczycieli z Łodzi i okolic, z bliska i z daleka, z łódzkich miast i wsi - całą wielką rzeszę wychowawców, którzy w niepomiernym zaiste trudzie, w ofiarnym znoju, częstokroć przez wielu nie rozumiani, zawsze w niedostatku materialnym dźwigają na sobie odpowiedzialność za kształtowanie nowego pokolenia Polaków. Powiem precyzyjniej i donioślej - dźwigają na swych barkach największą odpowiedzialność za Polskę jutra! Wszak "taka będzie Rzeczpospolita, jakie młodzieży chowanie". Dawnymi już czasy to powiedziano. Kolejne generacje z dumą powtarzały tę prawdę jako mądrość narodową i stawały przed nią w sakralnym skłonie jako przed świętością. Strzegły jej w skarbnicy bezcennych pamiątek i posilały się nią, bo była im najpożywniejszym pokarmem. Ta prawda do dziś się nie postarzała. Upływ czasu nie osłabił jej mocy, gdyż czas nie ma władzy nad prawdą. Nowy duch postępu nie usiłował też zastąpić jej żadną cenniejszą od niej mądrością, bo autentyczny postęp ma czoło pochylone przed geniuszem lat nawet najdawniejszych. Tylko ludzka wrażliwość bywa zmienna. I to, co raz wita z nadzieją i entuzjazmem, potem potrafi przyjąć obojętnie, niekiedy lekceważąco i z ironią.2. Oto, czego doświadczamy obecnie u siebie, w naszym wspólnym, bardzo zniszczonym domu ojczystym. Gdy zważyć, jak przed długie lata zamieniał się w ruinę, jak rok po roku odbierano mu jego piękno i szlachetność, jak tych, którzy go chcieli ratować nazywano nieprzyjaciółmi, to zda się, że dziś przypomina on ubogie miejsce narodzin Chrystusa. A gdy pomyśleć, że oto nastał dla nas wytęskniony czas nawiedzenia Bożego, to znów jak gdyby jasny blask Gwiazdy Betlejemskiej rozświetli się nad naszym domostwem i jak gdyby raz jeszcze było słychać wołanie proroka Izajasza, które każdego roku powraca w liturgii adwentowej: "Choćby Pan dał ci chleb ucisku i wodę utrapienia, twój Nauczyciel już nie odstąpi, lecz oczy twoje patrzeć będą na twego Mistrza. Twoje uszy usłyszą słowa rozlegające się za tobą: gdybyś zboczył na prawo lub na lewo >>To jest droga, idźcie nią!<<" (30, 20-21). Wydawało się, że społeczeństwo uciemiężone zniewalającą ideologią, z chwilą jej upadku z pietyzmem sięgnie po dar wymarzonej wolności. Tymczasem jesteśmy świadkami nader niepokojącego i aż bolesnego zjawiska. W rozległych kręgach społecznych zakwestionowano nagle wszelkie wzniosłe wartości moralne, kulturowe, patriotyczne, religijne. Wszystkie. Ugruntowuje się wrażenie, że dla wielu nie ma już żadnych świętości, przed którymi należałoby z respektem klęknąć, choć jeszcze niedawno liczne były takie miejsca, rzeczy i postaci. Stawiano przy nich ołtarze, składano ofiary, nie szczędząc samych siebie. Tymczasem niespodziewanie nastąpił czas burzenia ołtarzy: wszelkich ołtarzy, jakichkolwiek ołtarzy, obojętne czy są pamiątkami kłamstwa, czy symbolami prawdy. Społeczeństwo polskie zaczęło przeżywać bardzo trudne chwile duchowego załamania.
3. W takiej sytuacji, Drodzy Państwo, szczególnego znaczenia nabierają przede wszystkim wspólne zadania ogółu wychowawców. Podobnie jak w okresach groźnych epidemii, służba lekarska musi pozostawać na bezustannych, ostrych dyżurach bez względu na niebezpieczeństwo, na jakie narażony jest każdy z niosących pomoc, podobnie w dniach gwałtownego kryzysu wartości moralnych wychowawcy powinni być obecni na swych posterunkach. I im bardziej wartości, od których zależy człowieczeństwo człowieka, upadają, każdy wychowawca tym wytrwalej powinien pozostać na strażnicy - cały, nie podzielony, nie rozłamany wewnętrznie, jako drogowskaz i przewodnik. Wręcz za cenę utraty swej nauczycielskiej tożsamości nie może nie być nieomylnym drogowskazem i pewnym przewodnikiem.
4. Ale nie chciałbym nazbyt fatygować Państwa zastanowieniami, którym wieczorna godzina zimowa nie sprzyja chyba najlepiej. Chętniej się wtedy słucha barwniejszych opowieści. Nie tylko uczniowie to lubią, my, dorośli, także. Więc jeszcze przez chwilę pozwolę sobie zatrzymać uwagę Państwa takim właśnie, żywszym i - mam nadzieję - wymownym obrazem.
Otóż natrafiłem niedawno na bardzo interesujący i piękny wiersz współczesnego poety, zatytułowany Drzewa. Wiersz jest krótki, składa się zaledwie z trzech strof i zwięzłej, lecz znaczącej puenty.
Strofa pierwsza przynosi dumny głos południowych drzew
Italii i Grecji. Drzewa te pysznią się, że są strzeliste, wpięte w błękit przestworza niczym marmurowe kolumny starożytnych świątyń. Strofa druga jest głosem drzew z polskiego krajobrazu, z ojczystych pól i piasków, znad polskich rzek. Ten głos jest skromny, jak gdyby przygaszony i nieśmiały, bo mówią nim drzewa rosochate, spięte sękami, wilgotne żywicą, zamieszkane przez wiatr, a nie przez orły. I trzecia wreszcie strofa, jakże osobliwa. Zrodziła ją prośba naszych drzew, żeby ich nie prostować, nie wyciągać ku błękitom, nie przydawać im nowych barw.
W nieśmiałym dotąd głosie wyczuwa się szlachetną dumę drzew. Dumna jest karłowata sosna, wierzba, która łzy wylewa, witka brzoza, subtelny klon, dąb z zakrzepłą siłą. Wszystkie one, przecież piękne własnymi urokami, są jednak smętne. Przygnia-
ta je ów samochwalny głos strzelistych drzew południowych.
Głosem więc karłowatej sosny proszą, żeby uszanować ich własną urodę. Sosna powiada: "nie prostuj mnie, bo złamiesz sękaty
konar i po czym będziesz się wspinać?" Tą prośbą wiersz się
kończy.
Wyznam, że zadumałem się nieco nad tymi strofami. Urzekła mnie ich mądrość i jakiś chyba odblask tęsknot Mickiewicza, który przed laty sławił z uczuciem "domowe drzewa". I pomyślałem, że w ten wieczór opłatkowy nie mogę nic więcej złożyć Państwu w darze, jak przesłanie tego poetyckiego słowa. Niech ono będzie moim życzeniem dla Państwa - nauczycieli łódzkich.
Pragnę wszystkim Państwu życzyć jednego tylko. Niech każdy z Was, Drodzy Wychowawcy, będzie jak owe drzewa z opowiedzianego wiersza: inny niż te, które pną się ku górze jak kolumny greckich świątyń, inny niż niebotyczne, wiecznie zielone drzewa tajemniczych puszcz afrykańskich, niech każdy będzie inny - jak wierzba, która płacze, jak witka i śmigła brzoza, jak subtelny klon, jak dąb o zakrzepłej sile. Niech każdy będzie piękny pięknem duszy polskiego nauczyciela, niech będzie dumny szlachetną dumą tego, który wierzy, że naprawdę "taka będzie Rzeczpospolita, jakie młodzieży chowanie" i tę wiarę wpaja w każde nowe pokolenie nauczycielskie, bo sam tą wiarą żyje.
Najdrożsi Nauczyciele, niech Wasze usta wypowiedzą wobec wszystkich nazbyt pospiesznych, zniecierpliwionych, gniewliwych tę prośbę: "[...] bo złamiesz sękaty konar i po czym się będziesz wspinać?" Niech oni wszyscy usłyszą tę prośbę jako Waszą, jako pierwszy głos nauczycieli w wolnej znów Polsce. Rzesze Polaków nie odczuwają potrzeby Waszego wsparcia w swoich jeszcze nie uporządkowanych myślach, w nie przemyślanych często działaniach. Ale nauczyciel ma obowiązek wznieść się "ponad poziomy" i nauczać - jak prorok. Jego głos musi być proroczy.
Życzę Wam, Drodzy Państwo - skoro już Was do drzew porównałem - tego jeszcze, żeby z kolei i do Waszych uszu coś doleciało, choćby głos jednego ucznia, który by powiedział: "ileż wam winienem, o domowe drzewa". A gdy czas pośle Waszych wychowanków "w różne świata strony", aby zatęsknili do Was.
I oby któryś z nich pomyślał: "Jeśli niebo zdarzy, bym wrócił was oglądać, przyjaciele starzy, czyliż was jeszcze znajdę? Czy dotąd żyjecie?"
Nie chciejcie niczego więcej, żadnej wznioślejszej misji, żadnej większej zapłaty. A dziś zechciejcie przyjąć wraz z opłatkiem te słowa, bo zrodziły się w głęboko zatroskanym sercu.
Opłatek nauczycieli szkół podstawowych i średnich,
9 stycznia 1992 r.