BARDZO TRUDNA MISJA
Drodzy i Mili Państwo! Najserdeczniejszym i gorącym słowem pragnę Państwa powitać i podziękować za łaskawe przyjęcie mego zaproszenia na nasze doroczne spotkanie opłatkowe. Dziękuję tym bardziej, że termin spotkania - po dniu Nowego Roku i przed niedzielą - musiał się wydać Państwu datą wyjątkowo niefortunnie dobraną. Wiedziałem o tym, ale i chciałbym się z tego wytłumaczyć.2. Jestem w przede dniu urzędowego wyjazdu, wespół z księżmi biskupami pomocniczymi, do Rzymu. Każdy biskup ma obowiązek składania co pięć lat w papieskich kongregacjach watykańskich i osobiście przed papieżem, szczegółowych sprawozdań ze swej aktywności pasterskiej. Właśnie wypadła kolej na biskupów polskich. Mieliśmy wszyscy od dawna wyznaczone daty odwiedzin, gdy niespodziewana choroba Ojca Świętego, operacja i czas rekonwalescencji sprawiły, iż termin wizyty przeniesiono nam na początek stycznia. Wyjeżdżamy w najbliższy poniedziałek.
Nie ukrywałem od początku swej posługi i nie zamierzam ukrywać dalej, że na więzach z nauczycielami ogromnie mi zależy. Tym więcej, że wszyscy, jako mający odpowiedzialność za nauczanie i wychowanie młodego pokolenia, stanęliśmy obecnie przed bardzo rozległymi i bardzo zawiłymi problemami, dla których - każdy z nas to wie - nie ma rozwiązań szybkich i łatwych. Cała Polska stanęła przed takimi problemami i polska szkoła także stanęła przed nimi. Mniemam, że nawet w stopniu szczególnie natężonym. Nie możemy nie zmierzyć się z trudnościami, nie możemy więc nie poznawać się lepiej, nie spotykać się ze sobą, nie prowadzić rozmów, choćby prawdziwie ciężkich.
Owszem - nie zaprzeczajmy - musimy się jeszcze tego nauczyć, owej prawdziwie szczytnej sztuki spotykania się, dialogowania, dojrzałego szukania społem prawdy i takiego nawet spierania się o nią, które człowiekowi przynosi zaszczyt. A mamy w tym względzie wieloletnie opóźnienia. Dlatego wciąż marzę i często się zastanawiam nad możliwościami rozniecenia przygasłego chyba ognia naszego dialogu wokół wspólnej odpowiedzialności za formację młodych i najmłodszych Polaków. Żywię przy tym nadzieję, że i władze oświatowe, i łódzcy nauczyciele zechcą wyjść naprzeciw temu z niezbędnymi inicjatywami.
3. Tymczasem dzisiaj jest nasz dzień opłatkowy, mamy się przełamać chlebem niedawnej wigilii, uczynić więc to, co ma własny, głęboki sens ponad wszystkim, a co przysposabia ludzi do sprawniejszego podjęcia wszystkiego, największych nawet ciężarów. Dlatego, mimo iż data dzisiejszego spotkania istotnie nie jest dogodna z powodów, o których wspomniałem, nie chciałem w ogóle zrezygnować z zobaczenia się z Państwem, z przełamania się chlebem Bożego Narodzenia choćby z niewieloma, którzy zdołają odpowiedzieć na zaproszenie, choćby niektórym tylko uścisnąć ręce i poprosić, ażeby ten uścisk wraz z pozdrowieniem i okruchem opłatka zechcieli przekazać ode mnie swoim koleżankom i kolegom.
4. Spełnijmy przeto ten święty obrzęd w duchu i w prawdzie: według myśli ojców, która go zrodziła, w sposób, jaki ojcowie doń przypisywali i dla urzeczywistnienia pragnień, jakie on wyraża. Wszak od pradawnych dni chleb wigilijny przełamywany polską dłonią i obdzielany sercem polskim był w każdym czasie i w każdym miejscu najbardziej upragnionym pokarmem rodaków, zaprawianym zawsze solą polskiej łzy. Był dla nich przypomnieniem, że kimkolwiek się jest, jakkolwiek rozumie się świat, ku jakimkolwiek celom się dąży, jest się przede wszystkim i zawsze bratem drugiego człowieka. I że niepodobna - nigdy - snuć projektów o Polsce innej, jak tylko najgłębiej braterskiej, ściśle według idei człowieka-brata czerpanej z drogowskazów Ewangelii.
5. W obecnych dniach ojczystych historia postawiła nas ponownie przed tym samym wciąż zadaniem, na jeszcze jedną próbę. To, co w przeszłości spełniali nasi ojcowie, dziś szczęśliwy los złożył na barki naszego pokolenia - na każdego z nas.
Ale już wiemy - doświadczyliśmy tego w krótkim czasie - jak bardzo trudna jest nasza misja, jak wiele sił nam potrzeba, jak wielkiej mądrości, żeby nie poddać się łatwo mylnym podszeptom i złudnym obietnicom; ażeby móc pójść prawdziwie naprzód z umiejętnością rozpoznawania w porę, gdzie pod nowe zasiewy szykuje się złociste ziarno pszeniczne, a gdzie nieprzyjazna dłoń podrzuca nam o nocnej godzinie nasiona kąkolu.
Tutaj się udam po radę i wskazanie do słów świetlanej pamięci księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego, który w kilkudziesięciu nieszczęśliwych latach, jakie po wojnie ciemną chmurą rozłożyły się nad Polską, był w narodzie powszechnie szanowanym i najwyższym autorytetem moralnym. W jednym ze swoich przemówień ten wielki Prymas Tysiąclecia, hieratyczny jak prorok Izajasz, najprościej jak tylko możliwe, jak gdyby na lekcji dla małych dzieci, słał umiłowanemu narodowi takie oto przesłanie na nadchodzące dni, których sam miał już nie doczekać - na te najtrudniejsze dziś nasze dni. I tak trafnie mówił, że na moich tegorocznych spotkaniach bożonarodzeniowych powracam do jego zdań i z rozmysłem je powtarzam, ażeby obdarzyć nimi jak największą liczbę tych, którzy wśród obecnych bezdroży ideowych szukają dla siebie jasnych świateł.
A oto co powiedział: "Ludzie lubią zasłaniać się władzą, zapominając, że w Królestwie Chrystusowym ma mówić serce do serca, usta do ust, oczy do oczu, a nie pięść do pięści i nie nakaz do zbuntowanej woli człowieka. Pokój Chrystusowy [...] w stosunkach międzynarodowych i w poszczególnych narodach zaczyna się w naszym codziennym, domowym, sąsiedzkim i społecznym współżyciu, w czterech ścianach domu rodzinnego, w pracy, na ulicy, na miedzy, wszędzie. [...] Żyjemy na ziemi, jeden obok drugiego, i ciągle ktoś musi się nam usuwać, a my ciągle musimy komuś z drogi ustępować. Usposobienie człowieka Bożego [...], to ustępowanie miejsca drugiemu i działanie zawsze na jego korzyść, to ciche, na palcach stąpanie wokół swego bliźniego, to panowanie przez pokorę, na kolanach, przy nogach naszych braci".
6. Drodzy Państwo, przyznajmy, że wobec tych słów niepodobna niczego więcej dzisiaj powiedzieć. Te słowa trzeba by tylko powtarzać i jak na lekcji uczyć się ich na pamięć. Bardzo bowiem zawiłe stały się obecne polskie drogi, nadspodziewanie kręte i wyboiste. Jeśli jednak Polakom tak niełatwo jest dzisiaj spotykać się, wzajemnie się odszukać i porozumieć, to może dlatego, może nawet głównie dlatego, że w naszym zmierzaniu w nową, wspólną przyszłość, już teraz, u początku drogi gdzieś się nam zawieruszyła owa katechizmowa prawda z ludzkiego elementarza, tak wybornie podana przez opatrznościowego Prymasa - że we wszystkim, co przedsiębierzemy, w rzeczach wielkich i małych, powinniśmy ponad wszystko cicho, na palcach stąpać wokół swoich bliźnich; pokornie, na kolanach czuwać przy nogach naszych braci. I tylko w ten sposób urzeczywistniać przyszłość, w której ludzie mówiliby wyłącznie sercem, ustami i wzrokiem: sercem do serca, ustami do ust, oczami do oczu. Nie inaczej, tylko tak. Wszystko inne znamy już aż nadto dobrze. Pozostały po tym w pamięci wspomnienia tragiczne.
7. Weźmy więc już opłatek w dłonie i obdzielmy się nim obficie, dla siebie i dla drugich. I życzmy sobie najgoręcej nowej Polski, która by się rodziła w czterech ścianach każdego domu rodzinnego, w murach każdej łódzkiej szkoły, na łódzkiej ulicy, w pracy, w naszym codziennym sąsiedzkim i społecznym współżyciu, wszędzie.
Ale niech się rodzi przy cichym, na palcach stąpaniu wokół bliźnich, podczas czuwania z pokorą, na kolanach u nóg naszych braci, naszej młodzieży i dzieci. Niech się rodzi z tej postawy, jaką trzeba przyjmować nad kołyską niemowlęcia i w miejscu Chrystusowych narodzin.
Opłatek nauczycieli szkół średnich i podstawowych,
2 stycznia 1993 r.