MOJE LICEUM
1. Czy Wasza Ekscelencja miło wspomina lata spędzone w VI Liceum Ogólnokształcącym im. Joachima Lelewela w Łodzi?
2. Czy któryś z ówczesnych nauczycieli zapadł Waszej Ekscelencji szczególnie w pamięci?
O tak, zapadło mi w pamięci kilku nauczycieli. Nade wszystko jednak moja ówczesna wychowawczyni i nauczycielka biologii, Pani prof. Helena Peksza. Chciałbym ją przy tej okazji szczególnie wyróżnić i wyrazić jej wdzięczność. Młodzi nie mogą wiedzieć, trudno im nawet sobie wyobrazić, jaki to był wtedy nieszczęśliwy czas. Historia określa go krótkim słowem - stalinizm. Pani Peksza nader przykładnie potrafiła w tym czasie, gdy wielu się załamywało, zachować swą godność osobistą, najszlachetniej pojęte uczucia patriotyczne i szczerą wiarę religijną. Była dla mnie wzorcem człowieka i nieocenionym drogowskazem. Nie ma jej już wśród żyjących, ale tym bardziej pragnąłbym jej za dane mi świadectwo podziękować. Modlę się za nią bardzo serdecznie.
3. Czy z tego okresu pochodzą jakieś znaczące przyjaźnie?
Trudno mi mówić o jakichś znaczących przyjaźniach, które mógłbym poprzeć nazwiskami. Miałem na widoku drogę kapłańską i z nikim bliżej się nie wiązałem. Natomiast mam jeszcze w pamięci całą swoją klasę koleżanek i kolegów. Nie wiem, co się z nimi stało, zapewne po latach nawet byśmy się dzisiaj nie rozpoznali. Niemniej w moich myślach pozostają oni wszyscy jako wciąż młodzi, dopiero wybierający się w drogę życiową. Wszystkich ich zachowuję w sercu jako swoich prawdziwych przyjaciół.
4. Czy w latach, kiedy Wasza Ekscelencja uczył się w VI
Liceum Ogólnokształcącym wiedział już, że wybierze taką, a nie inną drogę na przyszłość?
Chyba już coś wiedziałem. Byłem w Niższym Seminarium Duchownym i stamtąd dochodziłem codziennie do VI Liceum, żeby je ukończyć i uzyskać maturę. Ale czasy, o których wspomniałem i ten miały "urok", że nie chciano kształcić ewentualnych kandydatów do Wyższego Seminarium. Musiałem przeto opuścić umiłowane Liceum, ale w końcu gdzie indziej uzyskałem maturę. Dzięki temu pierwszy raz w życiu uwrażliwiłem się na wartości tolerancji. Była to dla mnie moja pierwsza życiowa i skuteczna lekcja tej cnoty, o której się nieprawdziwie powiada niekiedy, że polski okres powojenny był tolerancyjny dla wszelkich światopoglądów. Ufam, że tamten czas minął bezpowrotnie.
5. Czy jest jakieś wydarzenie z tego okresu, które szczególnie Wasza Ekscelencja pamięta?
Chyba dlatego, że już wtedy myślałem o kapłaństwie, żywo zapamiętałem, że gdy usunięto ze szkoły modlitwę i zdjęto ze ścian krzyże, prof. Helena Peksza przed każdą swoją lekcją dyskretnie, acz w sposób widoczny, czyniła na sobie znak krzyża. Bardzo mi się to podobało. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, jak moja wychowawczyni ogromnie się narażała. To było prawdziwe bohaterstwo, za które niejedni musieli wówczas drogo płacić. Ona nie lękała się niebezpieczeństwa. Była świetnym biologiem i autentyczną chrześcijanką. Jej znaki krzyża na początku zajęć były najlepszymi lekcjami wychowawczymi.
6. Jak Wasza Ekscelencja wspomina zorganizowane w naszej szkole w 1991 roku spotkanie opłatkowe, w którym brał
udział?
Wspominam to spotkanie jako godny naśladowania wyraz szacunku szkoły dla najcenniejszych tradycji polskich. Jednak nie tylko je wspominam, lecz i myślę o przyszłości. Może mnie jeszcze kiedyś zaprosicie na podobne spotkanie: religijne czy patriotyczne. Wszak Wasze i wciąż moje, a więc nasze Liceum nosi zobowiązujące imię Joachima Lelewela. Z tym imieniem w swoich umysłach powinniśmy się tutaj kształtować i z tym imieniem na trwałe zapisanym w sercach powinniśmy stąd wychodzić w życie.
Rozmowa z młodzieżą VI Liceum Ogólnokształcącego
im. Joachima Lelewela w Łodzi,
6 marca 1995 r.